Po wyjściu z muzeum stwierdziłam, że skoro jesteśmy w Kudowie, to warto zobaczyć jeszcze jedną atrakcję turystyczną. Mianowicie – Kaplicę Czaszek. Od razu na wstępie powiem, że nie było to z mojej strony za bardzo przemyślane. Szczególnie pójście tam z 4-latka. Kaplica znajduje się około 7 minut samochodem od Parku Zdrojowego. Bilet dla dorosłych to koszt 10 zł. Za Młodą nie płaciliśmy. Nic dziwnego, to nie jest miejsce dla takich małych dzieci. Jednak przy kasie przemiła siostra zakonna nie uprzedziła mnie o tym. Zresztą mogłam sama na to wpaść.
Po zakupie biletów czekaliśmy na przewodnika. Nie można samemu zwiedzać kaplicy. Robi się to w zorganizowanej grupie. Kiedy weszliśmy do środka, oboje z mężem od razu poczuliśmy tę dziwną energię, jaka tam panowała. Cały środek kaplicy wyłożony jest czaszkami i kośćmi. Na przedzie ustawiony został mały ołtarz. Nasza córka patrzyła na to wszystko z lekką niepewnością. Ja natomiast zaczęłam się modlić, żeby nie miała koszmarów. Z każdej strony, z góry i z dołu, „patrzą” na ciebie puste oczodoły. Jest to atrakcja turystyczna zdecydowanie dla osób o mocnych nerwach. Inni (w sumie sami dorośli) patrzyli na nas zdziwieni. No tak, kto przyprowadza 4-latkę w takie miejsce?
Kiedy przewodnik wspomniał, że pod kaplicą znajduje się krypta (z kolejną „porcją” czaszek i kości), to zrobiło mi się słabo. Mąż szybko wyszedł (przewodnik zamknął kaplicę na zamek, więc to nie było takie hop siup) a po chwili wyszłam ja i Młoda. No i pędem do auta. I już słyszę: „Gdzie ty nas znowu zabrałaś?”, „Więcej w ciemno z tobą nigdzie nie jadę!”. Cóż. Miejsce specyficzne, ma swój klimat, swoją ciekawą historię. Jednak uważam, że to nie jest „atrakcja” dla każdego. Niezależnie od wieku.
PS Na szczęście Młodociana koszmarów nie miała.
Następnie udaliśmy się do muzeum zabawek. Młodej bardzo zależało. Byliśmy wcześniej w takim muzeum w Krynicy-Zdroju i była zadowolona. Muzeum jest zadbane, eksponaty są czyste i schludnie ułożone. Wszystkiego jest bardzo dużo. Zabawa dla małych i dużych. Sama odnajdywałam przedmioty z mojego dzieciństwa. Księżniczka najdłużej zatrzymała się przy witrynie z lalkami Barbie i z dużymi lalami. Niektóre były bardzo intrygujące… na ich twarzach rysował się grymas wiecznego bólu. Hmm… pewnie znajdą się fani i takich zabawek.
Spod Błędnych Skał udaliśmy się samochodem do Kudowy-Zdroju. Znaleźliśmy tam przytulną restaurację z czeskimi potrawami: Czeska Restauracja Zdrojowa. Jedzenie przepyszne, obsługa bardzo miła, czysto, schludnie – no i mają kącik dla dzieci ze stolikiem, krzesełkami, kartkami i kredkami. Czego chcieć więcej? Aaa… Małż chciał jeszcze piwa. Na szczęście podają tam czeskie piwo. Zamówił sobie takie w kolorze płynu do naczyń Ludwik. Ale chwalił sobie. Jeśli dobrze pamiętam, to było piwo z dodatkiem pokrzywy – Starobrno.
Po obiedzie zwiedziliśmy okolice, w tym Park Zdrojowy. Poszliśmy również do cukierni Ptyś na lody i pyszne rogale marcińskie.
Cały szlak jest świetną przygodą – zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieciaków. Naszej latorośli podobało się do tego stopnia, że od razu chciała przejść trasę jeszcze raz.
Ale dała się przekonać, że najpierw dobrze byłoby zjeść obiad, a potem ewentualnie możemy wrócić na szlak. W domyśle na drugi dzień. Bo i tak miałam w planach zdobycie Szczelińca.
Wracając do trasy – po drodze mija się punkty z nazwami danych skał. Jest to ciekawa zabawa (nie tylko dla najmłodszych) polegająca na tym, żeby rzeczywiście daną skałę dobrze opisać. Wychodząc z Błędnych Skał, wchodzi się na leśną drogę prowadzącą do wyjścia z trasy. Po prawej stronie mijamy dwa punkty widokowe. Mimo że góry po czeskiej stronie zasłonięte są przez drzewa, można tam wypatrzeć krajobrazy i się nimi delektować. Przed samym wyjściem znajduje się wysokie podejście schodami w górę. Po ich pokonaniu lądujemy przy kasach, czyli w punkcie startowym.
Wjazd jest bardzo urokliwy. Jazda trwa około 8–15 minut. To zależy od prędkości (jednak nie ma co szaleć, bo droga jest dość wyboista) oraz od tego, czy zatrzymujemy się, żeby zrobić zdjęcia, czy nie. Trasa prowadzi cały czas pod górę przez las, krętą asfaltową, wąską drogą (na szczęście nie musieliśmy sprawdzać, jak wygląda tam wyminięcie się dwóch aut). Powtórzę, że byliśmy tam jesienią, więc barwy drzew sprawiały, że droga była jeszcze piękniejsza.
Parking na górze nie jest zbyt duży. Oprócz miejsc postojowych znajduje się tam bezpłatna toaleta i punkt widokowy, czyli to, co misie lubią najbardziej. Rozpościera się stamtąd widok na Kudowę-Zdrój oraz czeską stronę. Do wejścia na Błędne Skały prowadzą dwa szlaki: droga asfaltowa lub ścieżka przez las. My wybraliśmy tę drugą opcję. Czas przejścia do kasy to około 5–8 minut. Bilet wstępu dla dorosłych kosztuje 12 zł. Młoda (lat 4) weszła za darmo.
No i od samego wejścia schody – dosłownie i w przenośni. Szlak rozpoczyna się skalnymi schodami i prowadzi do pierwszego punktu widokowego. Młoda już zaczęła marudzić, bo gdzie ten labirynt, bo pod górę i nie chce się jej itp. Ale szybko zmieniła zdanie, bo po chwili przeszliśmy do pierwszych korytarzy skalnych. Droga przeważnie jest wyłożona drewnianą kładką. Co nie dziwi, zwłaszcza że pod nią znajdowało się w wielu miejscach grząskie błoto. Dlatego to rozwiązanie bardzo nam się podobało. Według mapy trasa prowadząca przez Błędne Skały zajmuje około 40 minut spokojnym marszem. My jednak spędziliśmy tam ponad godzinę.
Zatrzymywaliśmy się na zrobienie zdjęć, no i na zabawę w „A tutaj to tata na pewno się nie zmieści!”. Zabawę wymyśliła Młoda. Bardzo ją bawiło przeciskanie się przez szczeliny i zastanawianie się, czy tato da radę przejść. Jest tam kilka rzeczywiście wąskich przejść. Z nosidłem może być ciężko. Aczkolwiek nie jest to niemożliwe. Trzeba wtedy wyciągnąć dziecko i przerzucić najpierw nosidełko (rzucania dzieckiem nie polecam). My tak robiliśmy z plecakiem. Oczywiście, nie od razu. Najpierw Małż przeciskał się z plecakiem na plecach przez szczeliny. Przez co mój różowy plecak jest obecnie w opłakanym stanie… poszarpany, odrapany… ale nadal spełnia swoją funkcję, a to najważniejsze. Może czas go odświeżyć i naszyć jakieś czaderskie naszywki?
Nam się udało wjechać tam samochodem. W końcu zaparkowaliśmy, ale wcześniej ścigał nas pan pobierający opłaty… zwyczajnie go nie zauważyliśmy. Domek, w którym stacjonował, znajduje się przy drodze, ale jest zakryty wysokimi krzewami. Dlatego mąż szanowny po prostu koło niego przejechał. Jednak pan był bardzo czujny i pobiegł za nami. Wtedy go zauważyliśmy i, przepraszając za nieporozumienie, grzecznie zapłaciliśmy za bilet (koszt 30 zł). Młody człowiek obsługujący wjazd na parking nie był specjalnie zdziwiony sytuacją. Sądzę, że nie pierwszy raz kogoś gonił, żeby pobrać opłatę.
Błędne Skały to miejsce, które bezapelacyjnie należy odwiedzić. Była to pierwsza poważna trasa z dwóch, jakie zaplanowałam na ten weekendowy wyjazd. Położone są na wysokości 853 m n.p.m. Do parkingu można dojechać z dwóch stron – od strony Kudowy oraz od Radkowa. Wybraliśmy się tam w miarę wcześnie. Po 9:00 byliśmy już w trasie. GPS poprowadził nas pod samo wejście na szlak. Nadmienię, że jeśli chce się wjechać na parking znajdujący się bezpośrednio przy wejściu do skalnego labiryntu, trzeba wyruszyć raczej w godzinach porannych, ponieważ jest dość mały i po prostu wszystkie miejsca mogą być zajęte. W takiej sytuacji można poczekać na zwolnienie się miejsca lub zaparkować na dole, na parkingu usytuowanym przy drodze. Jednak trzeba się wtedy liczyć z koniecznością przejścia asfaltowej trasy na piechotę.
Zatrzymaliśmy się w malowniczej miejscowości Karłów, znajdującej się w sercu Parku Narodowego Gór Stołowych. Konkretnie w klimatycznym Dworku Karłów. Droga tam prowadząca jest bardzo urokliwa i interesująca. Mija się piękne lasy i naturalne rzeźby skalne. Liczne zakręty dodają tej trasie magii – jest to tzw. Droga Stu Zakrętów. Karłów leży między Radkowem a Kudową-Zdrój. Jest idealnym miejscem na to, żeby zatrzymać się na nocleg. Dworek leży bardzo blisko wejścia na Szczeliniec. Można ruszyć na szlak bezpośrednio stamtąd. Goście Dworku nie płacą za parking. A jeżeli chcemy tam zostawić samochód tylko na czas wejścia na szlak, to opłata wynosi zaledwie 10 zł.
Góry Stołowe należą zdecydowanie do najbardziej magicznych masywów górskich w Polsce – a jesień dodaje im jeszcze większego uroku. Wybraliśmy się tam na długi październikowy weekend. Właściwie październikowo-listopadowy. Dodam, że w tych górach już byliśmy, ale na długo przed pojawieniem się naszej latorośli. Z początku Młoda nastawiona była, ujmę to delikatnie, dość sceptycznie. Na wieść, że będzie się trzeba gdzieś wspinać, a na dodatek, o zgrozo, bez nosidła czy wózka turystycznego, marudziła od samego początku. Jednak magia Gór Stołowych zadziałała i na nią.
Zapraszamy na: