Na zakończenie chcę powiedzieć, że podczas pobytu w Ośrodku naprawdę wypoczęłam. Nie lubię wylegiwania się i nicnierobienia. Dlatego bardzo mi odpowiadał podział: 3 dni na wycieczkach (Ruchome Wydmy, Gdynia, Kaszubskie Zoo) i 3 dni spędzone na miejscu. Zwłaszcza że te dni spędzone w Zawiatach były również pełne atrakcji.

WIECZÓR KASZUBSKI

To była zdecydowanie świetna atrakcja dla młodej. Za nic nie mogliśmy jej zaciągnąć do domu…

Dwa dni przed końcem turnusu urządzono spotkanie z kulturą kaszubską połączone z grillem zamiast klasycznej kolacji. Grill jak grill – jedni lubią inni nie. Aczkolwiek jedzenia i picia było pod dostatkiem.

Na imprezie pojawił się zespół, składający się z pary osób dorosłych oraz ich wnuczki. Grali, śpiewali, pokazywali różne ciekawe instrumenty, gry dla dzieci oraz kaszubski alfabet. Ciekawe i cenne kulturowo doświadczenie. Nasza córka siedziała wpatrzona w nich jak zahipnotyzowana. Brała udział w zabawach i sesji zdjęciowej i świetnie się bawiła do samego końca. Dała się zagonić do domku na kąpiel, dopiero kiedy zespół zaczął się pakować. Na miejscu można było kupić u nich kaszubskie pamiątki. Do dziś mamy kubek z kaszubskim alfabetem!

ATRAKCJE DLA DZIECI.

Zdecydowanie dzieci musiałyby się bardzo wysilić, żeby się nudzić w Ośrodku Zawiaty. W zasadzie znajdzie się tu coś ciekawego dla młodocianych w każdym wieku. Ulubionym miejscem naszej 4-latki był kącik zabaw, znajdujący się przy jadalni. Oprócz tego niewielki, ale wystarczający plac zabaw przy plaży, tyrolka (do tego jeszcze wrócę…) oraz sala zabaw w budynku, w którym stacjonują ratownicy.

Wszystkie zabawki są zadbane, czyste i niezniszczone. Całymi dniami wędrowaliśmy z Młodą od atrakcji do atrakcji, praktycznie cały czas spędzając na świeżym powietrzu.

Wracając do wspomnianej tyrolki… znajdowała się niedaleko naszego domu. Generalnie fajna sprawa, człowiek sam by się przejechał. Ale ja mam złe wspomnienia związane z tym urządzeniem, odkąd w dzieciństwie rozwaliło mi twarz. No, ale nie mogło być inaczej – kiedy złoszcząc się, że inni nie dają mi się przejechać, usiadłam na trasie tejże atrakcji…

Młoda chciała iść na tyrolkę przed śniadaniem, po śniadaniu, przed obiadem, po nim, przed kolacją i na koniec dnia przed pójściem spać. W kółko tyrolka i tyrolka. Z jednej strony super sprawa, a z drugiej przekleństwo. Niemniej jest to kolejny plus na liście.

Oprócz atrakcji wymienionych wyżej w Ośrodku organizowane są animacje dla dzieci – prowadzone przez profesjonalnych animatorów. Nasza latorośl wstydziła się i nie chciała w nich uczestniczyć. Przemogła się na zabawie ostatniego dnia, kiedy to po kolacji na plaży urządzono minidyskotekę z zabawami dla dużych i małych. Dzień w dzień inne dzieciaki brały udział w zaplanowanych szaleństwach i wyglądały na zadowolone.

 

PLAŻA – bezpieczna i zadbana.

Plaża należąca do Ośrodka może nie jest zbyt duża, jednak moim zdaniem wystarczająca. Znajdują się na niej trzy strefy, w zależności od stopnia zaawansowania w pływaniu.

Pierwsza strefa (zaraz przy plaży) jest dla najmłodszych. Znajduje się tam zjeżdżalnia. Jest również spory wybór zabawek, które można pożyczyć ze skrzyni stojącej obok „biura” ratowników.

Następna strefa (już głębsza) jest dla większych dzieci i ludzi takich jak ja – co niby pływać potrafią, ale jak przychodzi co do czego, to uprawiają styl chodząco-machający rękami. Taki taniec godowy pawia, ale w rozpaczy. No i ostatnia wydzielona strefa należy do takich jak Małż szanowny – co w wodzie czują się lepiej niż ryby.

Obok pomostu zacumowane są łodzie i rowery wodne, które można wypożyczyć. Są też „zwykłe” rowery, którymi można się wybrać na przejażdżkę po okolicznych lasach.

 

DOMKI – gdzieś spać trzeba.

Wspominałam już, że domki były różnej wielkości. My wybraliśmy parterowy domek typu „Ania” (w ofercie mają również piętrowe). Z mojego punktu widzenia domek spokojnie wystarczyłby dla rodziny 2+1 czy nawet 2+2. Był w nim pokój z dwoma łóżkami, pokój z kanapą 2-osobową, telewizorem i aneksem kuchennym oraz przestronna łazienka. Jeśli chodzi o lokalizację domku na terenie Ośrodka, to nie ma się na to wpływu, ponieważ domki są przydzielane losowo. Nam trafił się domek oddalony od plaży i stołówki (stąd początkowe marudzenie, że mamy daleko do jedzenia…), co z perspektywy czasu bardzo było nam na rękę. Było cicho, nikt nie spacerował nam pod domkiem, czuliśmy się komfortowo.

Osobiście nie przepadam za „wysiedzianymi” i „wyleżanymi” wakacjami. W sumie przy małym dziecku to chyba mało realna opcja. Dlatego z pewnym dystansem podeszłam do pomysłu spędzenia wakacji w ośrodku wczasowym. Jednak bardzo miło się zaskoczyłam. Można powiedzieć, że to były wakacje All Inclusive.

W dniu przyjazdu otrzymaliśmy rozpiskę posiłków oraz atrakcji na każdy dzień (przejażdżka rowerowa, wieczorny piknik, na który trzeba było podpłynąć łódką lub rowerem wodnym, dzień z kulturą kaszubską itp.).

POSIŁKI – czyli to, co tygryski lubią najbardziej.

Od śniadania po kolację zawsze było co zjeść i czego się napić. W domku mieliśmy tylko ulubione przekąski Młodej oraz wodę mineralną.

Śniadanie rozpoczynało się o godzinie 8:30 i trwało do 10:00. Dla nas 8:30 to trochę za późno. Podczas wakacji mamy tendencję do wczesnego wstawania… około 6:00… To znaczy – ja i Małż szanowny pospalibyśmy dłużej, ale dziecię za nic nie chce tracić pierwszych promyków słońca. Dlatego chętnie zjedlibyśmy śniadanie wcześniej.

Od 11:00 można było skorzystać z tzw. Snack Baru, czyli wyłożonych owoców, ciastek oraz tortilli na słodko i na słono. Do tego przygotowano wodę i soki. O 12:00 była zupa z przeznaczeniem „dla dzieci”, z czego bardzo chętnie korzystaliśmy. Od 13:30 do 15:00 serwowano obiad, o 16:30 ciasto, a między 18:00 a 19:00 kolację. Dania były różnorodne: na ciepło, na zimno, na słono, na słodko. Obiady zarówno dla mięsożerców, jak i wegetarian. Tak że wybór był naprawdę spory.

Jeśli chodzi o jakość i smak – jak dla mnie bez zarzutu. Jedzenie było bardzo smaczne. Ukłony dla kucharzy. Zawsze wychodziliśmy najedzeni i z usatysfakcjonowanymi kubkami smakowymi.

Dodam, że obok jadalni znajduje się bar z lodami, napojami i alkoholem.

 

Z moim szczęściem do topienia się, obecność ratowników WOPR zdecydowanie przekonała mnie do tego miejsca… Dobra, nie ma co się oszukiwać. To bogata oferta atrakcji dla dzieci przypieczętowała wybór. Oczywiście, Wodnik Szuwarek zareagował entuzjastycznie na pobyt nad jeziorem. „A niech ma! Niech się cieszy” – pomyślałam, rezerwując termin.

Koszt pobytu zależał od wielkości domku. Biorąc pod uwagę fakt, że cena obejmowała nocleg, pełne wyżywienie oraz wszelkie atrakcje – trzeba przyznać, że nie była wygórowana.

Droga z naszego rodzinnego Wrocławia do Zawiatów jest dość długa (według mapy niecałe 6 godzin). Jednak jest całkiem przyjemna. Mija się dużo miejsc wartościowych pod względem przyrodniczym i turystycznym. Najciekawszym z nich jest zdecydowanie Park Narodowy Bory Tucholskie.

Wyjechaliśmy ok. 10:00 rano, a na miejsce dotarliśmy przed 18:00. Nasza latorośl bardzo dobrze zniosła podróż. Kto by nie zniósł, oglądając przez połowę czasu ulubioną bajkę, a przez drugą połowę bawiąc się z mamą lalkami Barbie. Uściślając: ja bawiłam się kawałkiem papierka… nie byłam godna otrzymania pełnowartościowej zabawki.

Trasa zajęła nam więcej czasu, niż początkowo założyliśmy, ale po drodze trzeba było zjeść jakiś obiad. Samo znalezienie w sobotnie popołudnie czynnej restauracji (nieobleganej przez tłumy weselników lub gości innych rodzinnych uroczystości) w rejonach kaszubskich było nie lada wyzwaniem. Ale udało się po wielu próbach znaleźć miejsce, gdzie uraczyli nas ciepłym obiadem.

W końcu pod wieczór dotarliśmy do Ośrodka. W związku z tym, że mam tendencję do lekkiego marudzenia, wywołanego długą jazdą samochodem (dodam, że szanownemu małżonkowi to też się potem udzieliło), widziałam mnóstwo wad tego miejsca: domek za mały, do jadalni daleko, ludzi jak mrówków. Na szczęście wszelkie wady zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki już następnego dnia. A może to magia snu. Sama nie wiem.

Kiedy szukaliśmy ofert noclegów na wakacje, naszymi głównymi wymogami były: własna plaża, atrakcje dla dzieci i cicha okolica.

Po przeszukaniu bazy wszelkich hoteli, ośrodków wczasowych czy domków do wynajęcia trafiliśmy na Ośrodek Wypoczynkowy Zawiaty. W swojej ofercie mieli wszystko, czego potrzebowaliśmy, a nawet więcej:

  • Możliwość wynajęcia domku w jednym z trzech wariantów (w zależności od ilości miejsc do spania).

  • Pełne wyżywienie.

  • Prywatną plażę z wykwalifikowanymi ratownikami WOPR.

  • Plac zabaw.

  • Kącik zabaw dla dzieci.

  • Animacje dla dzieci.

  • Ciszę i spokój – ośrodek położony jest w lesie.

KASZUBY ZAWIATY

Zapraszamy na: