Na pewno na wspólną (niezależnie od wieku) zabawę można liczyć na Karawanie, czyli dwupoziomowej, pięknej karuzeli weneckiej. A także w Skarbcu, czyli w lustrzanym labiryncie, oraz na Orkiestrze Błaznów – karuzeli w formie ławki.
A dla młodszych? Na pewno:
– Dolinka Daria (świetny plac zabaw, który znajduje się obok najszybszego rollercoastera),
– Chytra Wydra (spływ rzeką pod dachem? Czemu nie :) ),
– Beczki (karuzela, której „wagonikami” są… beczki. :) Didulec była tam przeszczęśliwa ;) ),
– Rybak Bartek (łódki w formie karuzeli na wodzie. ;)
– Wrak (po kamiennych schodkach można przejść do wraku statku, tylko ostrzegam… Można stamtąd wyjść w mokrych butach :D ).
To wszystko i wiele innych atrakcji sprawiło, że spędziliśmy tam prawie 7 godzin. I dziewczynki wcale nie chciały wyjść! Dopiero obietnica zakupu pamiątek je przekonała. I to nie tak od razu. Za to ja z Małżem byliśmy styrani jak konie po westernie. Momentami, gdy tylko gdzieś się wzrokiem złapaliśmy (każde było przy innej atrakcji z jedną z księżniczek), przekazywaliśmy sobie znaki SOS. Serio. Ale wiecie co? Nam też się podobało do pewnego momentu. Potem po prostu jak starsi ludzie byliśmy zmęczeni. :) Ale najważniejsze – to miejsce jest SZTOSEM. Jest moim zdaniem jednym z najlepszych parków rozrywki w Polsce (tak, wiem, mamy Energylandie, ale tam nas jeszcze nie było ;) ).
Dla starszych dzieci:
– rollercoastery (choć minusem jest krótki przejazd i długi czas oczekiwania),
– Galeon (czyli ogromna wirująca łódź),
– Atelier Kazmira (to jest świetny tor przeszkód, na który poszłam za namową Młodej i zaliczyłam tutaj glebę… a dlaczego? Bo dałam się namówić na zjeżdżalnie. Ale nie taką zwykłą. Na taką, na której nawet nie zdążyłam usiąść, a już zjeżdżałam w dół… no, ale sami musicie się przekonać :D ),
– Barbakan (wielka zjeżdżalnia z 6 torami; Młoda zjeżdżała i zjeżdżała… ja odpuściłam po 3 zjeździe, kiedy myślałam, że puszczę pawia, delikatnie mówiąc).
Gdzie my nie byliśmy? Wszędzie byliśmy! Zaliczyliśmy chyba wszystkie atrakcje, łącznie z przedstawianiem, zabawą dla dzieciaków (na scenie), tatuażami, warkoczykami…
No dobra, ale nie będę wymieniać każdej atrakcji po kolei, bo to możecie sobie sprawdzić w Internecie na stronie Mandorii. Polecam miejsca, które według nas były najlepsze, choć na pewno wybór jest trudny. Młoda mówi, że wszystko jej się spodobało.
Wejście do Mandorii robi wrażenie – szczególnie na dzieciach, ponieważ przed gośćmi otwierają się ogromne wrota. W środku znajdują się kasy biletowe i informacja. Wejście do strefy zabawy jest naprzeciwko tych wrót. Nie zdziwcie się, że od razu nad głowami poczujecie powiew wiatru i usłyszycie krzyk ludzi. To pierwszy z rollercoasterów, który znajdziecie w Mandorii. Po wejściu do środka oczywiście od razu wpadniecie na stoiska z… wiadomo! Wszystkim tym, co dzieci od razu chcą kupić. Jejuuu! Ile my się nagadaliśmy, że potem, że później, że przy wyjściu. I bardzo dobrze. Bo jakbym miała wszędzie nosić przez te kilka godzin tego ogromnego pluszowego węża, którego Młoda sobie wybrała na koniec, to chyba by mnie szlag trafił…
Ważne, aby sprawdzać przed wejściem na daną atrakcję, czy dziecko może wejść samo, czy z opiekunem, czy atrakcja jest dla starszego dziecka (liczy się wzrost). Bardzo restrykcyjnie do tego podchodzą. Przy wejściu otrzymacie mapę Mandorii z informacjami odnośnie do korzystania z atrakcji przez dzieci. Dzieciaki powyżej 120 cm wszędzie mogą wejść same (oprócz najszybszego rollercoastera). Cały park rozrywki jest pod dachem, dlatego bawić się tam można cały rok niezależnie od pogody. Warto mieć swój prowiant, ponieważ restauracje otwierają o 12:00. Zaplanujcie sobie na zabawę w Mandorii z 5 godzin, a najlepiej cały dzień. :D
Na wstępie powiem, że my dojechaliśmy tam na samo otwarcie. Już wtedy było sporo samochodów. Kasa biletowa jest niedaleko parkingu. Można opłacić bilet zarówno przed wejściem do Mandorii, jak i po wyjściu. Polecam tę pierwszą opcję. Ja tak chciałam zrobić, ale Małż na to: „A po co? Potem opłacisz”. No i po wyjściu z parku rozrywki stałam w kolejce… ze zmęczoną, wręcz padniętą panną Didulcową na rękach.
I tak właśnie rozpoczęliśmy zwiedzanie i zabawę. Młoda oczywiście od razu chciała iść na pierwszy rollercoaster – ten, o którym napisałam powyżej. Nazywa się Merkant. I poszłyśmy. A że stałyśmy prawie 40 minut w kolejce… To już inna sprawa. Jak się potem okazało, takie kolejki (w tym najdłuższa do rollercoastera jeżdżącego w ciemności – Mroczny Dwór) były do wszystkich rollercoasterów. Oczywiście stałyśmy w każdej… a w tym czasie Małż z Didulcem szukali atrakcji dla najmłodszych dzieci. I nie powiem, na początku trochę się denerwowaliśmy, że mało jest atrakcji dla takich energicznych maluchów. Ale Didulec nie podzielała naszego zdenerwowania, ponieważ bawiła się wybornie!
Aaaa! No i wiecie co? Jak człowiek głodny, to człowiek zły. Też tak macie? Zawsze w takie miejsca biorę ze sobą prowiant dla dzieciaków (dla nas ewentualnie po kabanosiku), ale tym razem z Małżem taki nas głód wziął, że praktycznie od 11:00 do 12:00 nie myśleliśmy trzeźwo. :D Raczej przemawiał przez nas burczący brzuch, żądny jakiejś pizzy albo mięska z frytkami! Na szczęście o 12:00 otworzyli pyszną pizzerię. Serio, polecam! Ale nie polecam tej kolorowej lemoniady – nawet przy lemoniadzie ten napój nie stał…. A jak brzuchy się napełniły, to już hulaj dusza, piekła nie ma. :)
Kilka przydatnych informacji.
Adres: Miasto Mody 2, 95–030 Rzgów.
Godziny otwarcia: codziennie między 10:00 a 18:00.
Cennik: znajdziecie go tutaj.
Parking: znajduje się przed budynkiem. Jest spory, opłata wynosi 15 zł za cały dzień.
Mandoria – Miasto przygód
Zapraszamy na: