Po zabawie zgłodnieliśmy. W strefie Góralskiej Dżungli podają bardzo smaczną pizzę i to na nią się skusiliśmy. Nad restauracją znajduje się małpi gaj Pofyrtane Drzewa – kolejne supermiejsce!

Podsumowując: jeśli zdecydujecie się na przekroczenie bram Rabkolandu, musicie liczyć się z jednym – prędko stamtąd nie wyjdziecie! Masa miejsc do zabawy, porządek, uśmiechnięta i pomocna obsługa oraz zadbane sprzęty wcale nie pomogą w szybkim wydostaniu się z parku. Idziecie tam na własną odpowiedzialność, uczciwie ostrzegam 😁 Enjoy!

W strefie zwanej Machinarium polecamy szczególnie karuzelę łańcuchową (Latająca Chatka Krucabomby), Diabelski Młyn, Latający Autobus, Autodrom (Młoda z Małżem zawsze na to idą) oraz dość wolną karuzelę z konikami – stylizowaną na wzór starych karuzel z dawnych lat. Na tę i Didulec się załapała!

Na koniec zostawiliśmy sobie strefę zwaną Góralską Dżunglą. Na większość atrakcji poszłyśmy dwa razy. Jest tu najszybsza karuzela zwana Skałożercą! Polecam iść na czczo. Odradzam osobom o słabych nerwach. Jestem fanką karuzel, ale tutaj po dwóch razach miałam dość. W przeciwieństwie do Młodej! 😄

Poszłyśmy też na Wieżę Duch Duch. Ja to nazywam wyrzutnią. Siedzicie zapięci pasami, a po starcie wyrzucają was w górę i w dół. I tak na zmianę. Ciekawe doświadczenie… Dla mniejszych dzieciaków atrakcją będzie Kamienny Pociąg (z krótką bajką puszczaną na sam koniec przejażdżki) oraz świetny plac zabaw: Domki Skałuchów.

To, co wydedukowałam odnośnie do wycieczkowiczów, było trafne! Kiedy wróciliśmy na główny plac, od razu udaliśmy się na Łódź Wikinga oraz Wiking Coaster (rollercoster) znajdujący się w Wiosce Wikingów. Małż z Didulcem czekali na nas na ławeczce, a my szalałyśmy! W zeszłym roku to Małż miał ten zaszczyt towarzyszyć Młodej na karuzelach, ponieważ ja byłam w ciąży. Po czwartej przejażdżce Łodzią Wikingów był bladozielony. Za to Młoda chciała jeszcze!

Jeśli chodzi o Wioskę Wikingów, to warto wspomnieć o Plującym Swenie… Sami przekonacie się, jaki to huncwot!

Szaleństwo na warzywnych wieżach, które nastąpiło zaraz po opuszczeniu Klubu Gąsienicy, właśnie dlatego było szaleństwem, bo na początku musiałam wspinać się na nie z Młodą. W celach asekuracyjnych. Małż stwierdził, że on nie idzie i że ja mam iść. No to poszłam. I to nie raz, nie dwa. Chyba z siedem razy tak właziłam za Młodą na wieże, zanim była gotowa sama się w nich przemieszczać. A że średnio mi się widziało schodzenie tymi samymi wąskimi i stromymi drabinkami, którymi się wcześniej wspinałyśmy, więc nie pozostało mi nic innego… jak zjazd zjeżdżalniami. Wszystko fajnie, ale moje plecy nie były zadowolone. Na tej atrakcji spędziliśmy dobrą godzinę. Jest po prostu świetna! Jest tam też lodziarnia, do której poszliśmy się ochłodzić.

Następnie udaliśmy się w zupełnie inną stronę, bo na lewo od wejścia. Tam otwarto nowy, duży plac zabaw z warzywnymi wieżami i gigantycznymi zjeżdżalniami. Skąd ten nagły zwrot akcji? A, no bo do Rabkolandu nadciągnęły tłumy dzieciaków z wycieczek szkolnych. Czy ja już wspominałam, że pojechaliśmy tam na Dzień Dziecka? No właśnie, ten tego… Kiedy ujrzeliśmy ten szybki napływ gawiedzi szkolnej, wydedukowałam sobie, że dzieciaki wybawią się na największych karuzelach. Potem pewnie pójdą coś jeść i rzucą się na pamiątki – a wtedy kolejki do głównych atrakcji będą mniejsze.

Farma Cioci Maryni (na której są wspomniane wyżej wieże warzywne) znajduje się zaraz za Doliną Trzmiela, gdzie każdy maluszek znajdzie coś dla siebie. Są to atrakcje przeznaczone głównie dla małych brzdąców. Młoda też bardzo chciała tam iść – wiadomo. Jeszcze nie osiągnęła 130 cm wzrostu, więc udało jej się załapać na dość wolne, wodne stateczki. Didulec była zachwycona harcami na placu zabaw (Klub Gąsienicy). Chociaż problemem było to, że bała się dotykać piasku na wszystkich placach zabaw… ale daliśmy radę.

Po prawej stronie od wejścia zobaczymy budynki, w których znajdziemy m.in. Cyrk Luna z nieco creepy postaciami, ale sami to ocenicie. Młodej za każdym razem bardzo się tam podoba. Jest też Małpi Gaj, hale z gigantycznymi klockami lego, Gabinet Luster czy Muzeum Orderu Uśmiechu.

Idąc dalej, natkniemy się nie tylko na lody, ale i zdradliwe (jak dla nas!) miejsce, gdzie plotą kolorowe warkoczyki, robią błyszczące tatuaże, czy sprzedają pamiątki – nie te typowe chińskie, lecz lokalne rabkolandowe! Oczywiście, jak się można domyślić, chwilę tam z Młodą posiedzieliśmy, bo warkoczyki i tatuaże to mus (natomiast pamiątki zgodziła się zakupić przy wyjściu w drodze powrotnej do domu). Dobrze, że Didulec jeszcze nie ogarnia, co to warkoczyk i tatuaż…

Zapraszamy na:

RABKOLAND

Bilety do parku kupiłam dużo wcześniej online (cennik tutaj). Można też kupić je bezpośrednio w kasie. Przy przekraczaniu bramek otrzymujemy opaski, które umożliwiają nam swobodne poruszanie się po całym terenie.

Co ważne – cena biletu oraz dostęp do poszczególnych miejsc uzależniane są od wzrostu dzieci. W celach bezpieczeństwa przy wejściu i na terenie całego parku umieszczono miarki. Można zmierzyć wzrost malucha, aby się upewnić, jaki bilet kupić i czy dana atrakcja jest bezpieczna dla naszej pociechy. Wszędzie są też informacje, czy i przy jakim wzroście dziecko może samodzielnie skorzystać z danej atrakcji (lub czy wymagana jest asysta dorosłego opiekuna).

Kiedy już przekroczymy bramę do Rabkolandu, nie pozostaje nam nic innego jak wspaniała zabawa! Często ludzi witają postacie na stałe związane z Rabkolandem: Krucabomba, Owieczka Irenka, Krokodyl Oskar czy Klaun Mareczek. Zaraz przed nami znajduje się dom do góry nogami – ciekawe miejsce na początek. Można tam wejść i poczuć się tak, jakby świat stanął na głowie. Co prawda, podczas naszych podróży z dzieciakami świat potrafi stać na głowie non stop… ale atrakcja godna polecenia.

Jesteśmy z Młodą fankami parków rozrywki i przynajmniej kilka razy w roku zaliczamy takie miejsca. Mamy też swoje ulubione miejscówki. Jedną z nich zdecydowanie jest Rabkoland. Rodzinny Park Rozrywki – stworzony z pasją i funkcjonujący od 35 lat! To niezmiennie jedno z najlepszych miejsc zabaw dla dzieci. Znajdziemy tam nie tylko wiele atrakcji, teatrów czy punktów gastronomicznych, lecz także możemy liczyć na miłą, uśmiechniętą i pomocną obsługę. A to nie jest takie oczywiste! Wiem, co mówię! Już nieraz zdarzało nam się bywać w miejscach, gdzie obsługa pracowała, jakby byli tam za karę.

Rabkoland znajduje się w Rabce-Zdrój, przy Rynku. Przed wejściem jest obszerny, darmowy parking. W tym roku pracownicy Rabkolandu pomagali znaleźć dogodne miejsce, nam udało się zaparkować przy samym wejściu.