Wystawa Czary Napary, czyli Akademia Ziołowa Marcina z Urzędowa
Obok wejścia do budynku, w którym mieści się wystawa „Ojca Mateusza”, znajduje się wejście do innej, nietypowej wystawy: „Czary Napary”. Jest naprawdę świetna. Wejściówki można kupić przy okazji zakupu biletów na wystawę „Ojca Mateusza”. Jeśli zdecydujecie się na obie wystawy, otrzymacie zniżkę. ;) Za bilet normalny płaci się 20 zł, a za ulgowy 18 zł. Wystawa dotyczy lekarstw oraz… trucizn, które powstają z roślin. Inspiracją do jej stworzenia był „Herbarz polski”, którego autorem był Marcin z Urzędowa. Botanik, co prawda, pochodził z Lubelszczyzny, ale można doczytać, że przez wiele lat (dokładnie 30) pracował właśnie w Sandomierzu. Sam Marcin wita odwiedzających przy wejściu i ma dla każdego cenną radę, której warto wysłuchać.
Przechodząc przez kilka sal, zgłębicie wiedzę o ziołach, ziołolecznictwie oraz roślinach służących ludziom zarówno do leczenia, jak i pogorszenia czyjegoś (bądź swojego) stanu zdrowia. Można tam poczytać o najsłynniejszych otruciach w historii lub rozwiązać zagadkę z powieści „Imię róży”. Jest też pokój miłosny, w którym można (ale nie wiem, czy się powinno 😁) podglądnąć kochanków. W domu ziół rozsiądziecie się wygodnie lub skorzystacie z ziołowego spa. Dla dzieci przygotowano pokój, w którym odbywa się grzybobranie… ale pamiętajmy! Zbieramy tylko te jadalne! A co powiecie na to, żeby posiedzieć sobie we wnętrzu krowy? Małża najbardziej zainteresowała kuracja winem, czyli winoterapia… Jak widać, każdy znajdzie tu coś dla siebie! Dzieciaki były bardzo zadowolone. My też, chociaż pilnowanie ciekawej wszystkiego najmłodszej pociechy, kosztowało nas trochę siły. Ale bardzo nie chcielibyśmy, aby dobrała się do trujących grzybów. 😉 Nie martwcie się jednak. Wystawa jest bezpieczna dla każdego!
Podsumowując – Sandomierz nie zawiódł. Ba! Nawet megapozytywnie zaskoczył. Warto odwiedzić, zwiedzić, a nawet zatrzymać się na trochę. My na pewno tam wrócimy. :)
Wystawa Ojca Mateusza
Być w Sandomierzu i nie zobaczyć najlepszego detektywa w sutannie w Polsce? Ba! Może nawet na świecie? To jak nie zanurzyć stopy w wodzie, będąc nad morzem. To jak nie spróbować oscypka w górach. :D Naprzeciwko ratusza (dokładny adres: Rynek 5) znajduje się wejście do kamienicy, w której możemy zwiedzić wystawę „Świat Ojca Mateusza”. Są bardzo dobre oznaczenia, więc trudno nie trafić. :) Cała ekspozycja to nic innego jak gabinet/muzeum figur woskowych, które są naprawdę bardzo realistyczne. Stanowi jedną z głównych atrakcji miasta. Na powierzchni 300 m² znajduje się scenografia żywcem skopiowana z planu serialu z dodatkami oryginalnych elementów.
Pierwszym pomieszczeniem, które się zwiedza, jest wnętrze kościoła, a następnie słynna weranda z domu ojca Mateusza. Dalej trafia się do kuchni, gdzie spotyka się Natalię z talerzem pełnym pierogów oraz Pluskwę. Z ciekawostek dodam, że aktor Eryk Lubos udostępnił nawet swoje prawdziwe włosy do zrobienia woskowego odpowiednika jego postaci. Później trafia się na komisariat, gdzie czekają Orest Morzejka, Mieczysław Nocula oraz Gibalski! Można wczuć się w rolę aresztanta i zrobić sobie zdjęcie jak do kartoteki policyjnej lub zostawić swoje odciski palców. Nie wystraszcie się zamkniętego w celi więźnia, który po prostu… śpi. Didulec próbowała go obudzić, ale był odporny na krzyki i wołania. :D Ostatnim pomieszczeniem jest gabinet ojca Mateusza, w którym nie tylko spotka się samego detektywa w sutannie, lecz również można zasiąść przy jego biurku. Figura jest bardzo realistyczna. Stanie obok niej było dosyć ciekawym i… dziwnym doświadczeniem. Miałam wrażenie, że zaraz coś do mnie powie lub się poruszy. Zachęcamy również do zajrzenia do sklepu z oryginalnymi pamiątkami z serialu. Tam też znajduje się kasa biletowa. Za bilet normalny płaci się 22 zł, a za ulgowy 20 zł. Didulec jak zwykle weszła za darmoszkę. Z tego, co pamiętam, dzieciaki do 4 roku życia nie płacą. W tym samym przejściu, do którego idzie się na wystawę, znajduje się świetna knajpka 2 Okna. Zjecie tam pyszną pizzę, sałatkę i napijecie się kawki!
Wąwóz Królowej Jadwigi
W Sandomierzu znajdują się dwa wąwozy: Królowej Jadwigi i św. Jacka Odrowąża (inna nazwa to Wąwóz Staromiejski – jednak nazwa Odrowąż zrobiła u nas furorę… ;)). Nam udało się zwiedzić ten pierwszy. Wąwóz Królowej Jadwigi znajduje się pomiędzy wzgórzami – Świętojakubskim oraz Świętopawelskim. A tak w ogóle… kto wymyśla te nazwy? Można połamać język. Uznano go za jeden z najpiękniejszych wąwozów lessowych. Miejscami wysokość jego ścian sięga 10 metrów. Zbocza porośnięte są drzewami i różną roślinnością, a zwisające korzenie robią mega wrażenie. Uwaga – z wózkiem jako tako dalibyśmy radę. Ale! No właśnie… ale po deszczu robi się tam grząskie błoto. Wtedy zdecydowanie wózek odpada. W naszym przypadku Małż z Didulcem zostali przy wejściu od ulicy Królowej Jadwigi (można też się do niego dostać od ulicy Staromiejskiej). Ja i Młoda dzielnie ruszyłyśmy na podbój wąwozu. Dzielnie, bo momentami trzeba było iść po bardzo stromych zboczach, aby nie wpaść w błoto. Atrakcja – 10/10. Przyznam, że pierwszy raz byłam w takim miejscu.
Stara Dzwonnica
Na rogu ulicy Mariackiej i Katedralnej znajduje się zabytkowa barokowa dzwonnica. Została wybudowana w latach 1737–1743. Cechą charakterystyczną są trzy dzwony w trzech różnych rozmiarach. Dwa z nich mają swoją nazwę: Michał Anioł oraz Najświętsza Maria Panna. Dawniej dzwonnica była carskim więzieniem dla księży. Obecnie stanowi atrakcję turystyczną. Dla dzieciaków (przynajmniej naszych) to jednak słaba atrakcja. Bardziej były zainteresowane znajdującą się obok lodziarnią. 😀 Dzwonnica znajduje się przy Bazylice Katedralnej Narodzenia NMP, którą również warto odwiedzić, będąc w okolicy. ;) Budowla prezentuje się pięknie z zewnątrz i wewnątrz (króluje barok i rokoko – jednym słowem, na bogato :)).
Ucho Igielne
Kawałek dalej (przy ulicy Zamkowej) znajduje się jedyna zachowana w Sandomierzu Furta Dominikańska. Jest to jedna z dwóch furt. Druga, tzw. Zamiejska, nie zachowała się do naszych czasów. Były to elementy systemu murów obronnych. Co ciekawe, służyły braciom zakonnym z klasztorów dominikańskich do komunikowania się ze sobą. Warto udać się w to miejsce i przejść przez nie, wypowiadając życzenie. Niektórzy bowiem wierzą, że Ucho Igielne słucha i spełnia życzenia…
SANDOMIERZ
Zapraszamy na:
Rynek
Gdy pójdzie się dalej ulicą Opatowską, minie się klimatyczne niskie kamienice. Są lodziarnie, sklepiki z pamiątkami oraz knajpki. W końcu dociera się do serca rynku – mianowicie do ratusza. Dobrze go kojarzyłam z serialu, ponieważ ojciec Mateusz wielokrotnie go objeżdżał na rowerze. 😊 Ten piękny budynek wzniesiono w 1349 roku. Ogromne wrażenie robi ośmioboczna, biała wieża z zegarem. Ratusz w tej chwili pełni funkcję Urzędu Stanu Cywilnego. Tuż obok znajduje się wyjście z trasy podziemnej (bardzo ubolewam, ale nie udało nam się jej zwiedzić, bo w święta była nieczynna).
Przy ratuszu znajduje się ciekawie wyglądająca rzeźba: „Zakotwiczenie nieba”. Symbolizuje połączenie z niebem oraz związek Sandomierza z Wisłą. Robi ogromne wrażenie. Dziewczynki (szczególnie Młoda) nie mogły pojąć, jak to (czytaj łańcuch) utrzymuje się w pionie. Jest też studnia z XVI w. – jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na rynku. Można zobaczyć bardzo dobrze zachowany mechanizm do pobierania wody. A ile scen wspomnianego już kilka razy serialu było tam kręconych! Oprócz tego wokół ratusza znajdują się liczne ławki, gdzie można usiąść i kontemplować widoki.
Flisak
Przechodząc przez Bramę Opatowską i kierując się w stronę rynku, można natknąć się na ciekawą rzeźbę. Jest to zawieszony na linie flisak. Didulec nie mogła zrozumieć, jak ten pan tam się dostał. Figura nawiązuje do legendy „O czworaczkach flisaka, co Wisłą drewno spławiał". Autorem rzeźby jest Jerzy „Jotka” Kędziora. „Flisak” należy do rzeźb balansujących, które utrzymują równowagę (z jednym bądź dwoma punktami podparcia), mimo że wydaje się to wbrew prawom statyki i grawitacji. Kiedy byliśmy w Sandomierzu, dość mocno wiało. „Flisak” jednak trzymał się dzielnie na linie. Potwierdzam! Dodam, że po prawej stronie od Bramy Opatowskiej i „Flisaka” znajduje się restauracja Widnokrąg. Warto tam zajrzeć. Przepyszne jedzenie (szczególnie kopytka buraczane!) oraz piękne wnętrze. Również związane ze sztuką.
Brama Opatowska
Ta zabytkowa budowla z XIV w. zlokalizowana jest przy Parku Niepodległości. Można do niej dotrzeć ulicą Opatowską (prowadzącą przez rynek) bądź od ulicy Mickiewicza, gdzie znajdziemy spory parking (w weekend parkingi są darmowe 🙂). Gotycka brama wjazdowa to jedna z czterech bram, które należały do kompleksu murów obronnych Sandomierza. Dzisiaj pozostała ta jedna. W XVI w. brama została zwieńczona renesansową attyką (czyli tzw. murem ogniowym).
W 1929 roku Brama Opatowska została zabezpieczona żelbetowym stropem i udostępniona zwiedzającym. Obecnie można wejść zarówno do wnętrza, jak i na jej taras widokowy. Na górę prowadzą strome schody, a na 1 piętrze mieści się kasa. Opłata za bilet dla osoby dorosłej to 12 zł, a za bilet ulgowy 10 zł. Godziny otwarcia zależą od tego, czy jesteśmy tam w sezonie (wstęp od 9:00 do 19:00) czy poza sezonem (wstęp od 10:00 do 16:00). Warto skorzystać z tej atrakcji. Nam udało się wejść do środka dzień przed Wielkanocą (mimo skróconego czasu zwiedzania do 15:00 – razem z Młodą weszłyśmy na ostatnią chwilę. 🙂 W Wielkanoc wejście na wieżę było zamknięte).
Podczas pokonywania kolejnych pięter podziwia się wystawę fotografii z planów filmów i seriali, które kręcono w Sandomierzu, oraz zdjęcia rezerwatów w najbliższej okolicy. Można też zapoznać się z historią Bramy Opatowskiej. Na samej górze znajduje się platforma widokowa. Jednocześnie może przebywać na niej 20 osób. Rozpościera się stamtąd widok na Sandomierz oraz okolicę, widać również Bulwar Sandomierski i Wisłę. Młoda nie dała mi kontemplować widoków zbyt długo, większą atrakcją były dla niej schody. 😀Naprawdę strome i miejscami chybotliwe – ale bezpieczne. Co mnie ucieszyło, zatrzymała się na dłużej przy fotografiach miejsc o walorach przyrodniczych. Pokazywała, gdzie chciałaby się wybrać. Bakcyl podróżnika połknięty jak nic!
Sandomierz od dawna był na naszej liście miejsc do odwiedzenia. Nie tylko dlatego, że jesteśmy fanami serialu „Ojciec Mateusz”, i nie tylko ze względu na to, że jest to miasto, w którym ginie w niewyjaśnionych okolicznościach mnóstwo ludzi… niewyjaśnionych do momentu aż Ojciec Mateusz je wyjaśni, oczywiście. :) A tak poważnie – liczba zabytków, ciekawych miejsc i widoków – to jest to, co nas bardzo ciągnęło w tamto miejsce. Akurat nadarzyła się okazja, żeby wreszcie tam zawitać. Małż pochodzi z województwa świętokrzyskiego. Przy okazji odwiedzin u rodziny w czasie świąt zabukowaliśmy sobie pobyt w Sandomierzu (to był nasz pierwszy raz z Airbnb – bardzo udany!). Mieszkanie wynajęliśmy przy ulicy Ogrodowej – bardzo blisko Rynku, parę minut spacerem (nawet z dzieciakami!). Od razu w dniu przyjazdu wybraliśmy się pozwiedzać centrum. I tak spędzaliśmy czas przez kolejne dwa dni!