Didulec już odrobinę marudziła w nosidle, więc chciałam ją wyciągnąć pod szczytem. Okazało się, że wejście na samą górę wiąże się z pokonaniem stromych schodów. Z ciekawości podeszłam do tablicy informacyjnej i przeczytałam: „Pod Krzyżną Górą”. Zanim dotarło do mnie, co tam jest napisane, stwierdziłam, że to bezsens dawać takie oznaczenie pod Sokolikiem…
Po krótkiej chwili poinformowałam Małża, że weszliśmy nie tam, gdzie chcieliśmy. Ups! Zdarza się i tak… Najlepsze w tym było to, że zamiast wejść już na sam szczyt Krzyżnej, który był zaledwie parę kroków od nas, zawróciliśmy. Czasem podejmuje się dziwne decyzje. Nie pytajcie o minę Młodej, jak się dowiedziała, że na darmo tak się namęczyła…
Schodzenie zajęło mi 10 minut (cały czas z Didulcem w nosidle na plecach i bez krzyków i płaczów na szczęście!). Przy Husyckich Skałach poczekałam na pozostałych, sprawdzając, którędy idzie się na ten Sokolik. No i… prawie byłam pewna, że to jednak tamta trasa w dół oznaczona szlakiem CZERWONYM. Pamiętacie, jak na początku pisałam, że nie zwracaliśmy uwagi na kolory szlaków? No i to był błąd. Bo my poszliśmy w górę, CZARNYM szlakiem.
Kiedy Młoda i Małż nas dogonili, zjedliśmy, co, kto chciał: kanapki z szynką i ogórkiem, biszkopty, jabłko, mleko z cyca... I trochę już zmęczeni ruszyliśmy na Sokolik. Tym razem Małż zapobiegawczo zapytał osobę, która szła z przeciwnej strony, czy to dobra droga. Gdy usłyszał twierdzącą odpowiedź, ruszyliśmy pewnym krokiem naprzód. Nie wiem czemu, ale wcześniej zerkał na mnie podejrzliwie.
Widoki przepiękne! Widoczność była wręcz idealna. W oddali królowała jeszcze ośnieżona Śnieżka. Ze szczytu Sokolika dojrzeć można Pogórze Izerskie, Góry Kaczawskie, Rudawy Janowickie, Karkonosze czy Kotlinę Jeleniogórską. Młoda była zachwycona. Mimo uporczywego wiatru, który był dość chłodny, oraz ścisku (platforma na Sokoliku jest dość mała, tak że trzeba się liczyć z tym, że człowiek stoi przy człowieku) wytrzymała na górze i z radością wskazywała interesujące ją elementy krajobrazu.
Schodzenie okazało się dużo gorsze od wchodzenia. Przynajmniej dla mnie. Jednak patrzenie w górę jest bezpieczniejsze niż patrzenie w dół. Ale udało się nam w całości zejść ze szczytu. W tym czasie, kiedy my zdobywałyśmy szczyt Sokolika, Małż z Didulcem świetnie się bawili… Mała grzebała rękami w ziemi, a jej tato próbował (zaznaczam – próbował) nie dopuścić do tego, by tej ziemi skosztowała…
Kiedy Didulec została w miarę wyczyszczona, posililiśmy się i napiliśmy, po czym rozpoczęliśmy wędrówkę w dół – do schroniska. Didulec zasnęła w nosidle, a reszta naszej drużyny dziarskim i szybkim krokiem zeszła do „Szwajcarki” bez przerwy na odpoczynek po drodze (trasa do schroniska zajęła nam niecałe 30 minut). Chcieliśmy zjeść coś w schronisku, ale skutecznie odstraszyła nas kolejka ludzi ciągnąca się daleko poza wejście do budynku.
Powrót do samochodu trwał 5 minut. Kiedy doszliśmy do parkingu, samochodów było już bardzo dużo i tylko pojedyncze miejsca pozostawały wolne. Była godzina 14:30. Podsumowując: jeśli ktoś szuka górskiej trasy oraz pięknych widoków, to szlak na Sokolik jest bardzo dobrym pomysłem. Moim zdaniem spokojnie każdy da radę.
Szlak prowadzi na Przełączkę (niewielką polankę z rzeźbą starca – Młoda stwierdziła, że to na pewno Duch Gór), a dalej na Sokolik. Trasa jest dużo łatwiejsza niż ta na Krzyżną Górę, ale też dłuższa. Prowadzi przez las, teren w niektórych miejscach jest całkiem płaski, jednak głównie zdarzają się strome podejścia. Szczególnie przy samym szczycie. Didulec zaczynała już marudzić, była zmęczona i senna. Za to Młoda, widząc już szczyt między drzewami, przyspieszyła kroku.
Gdy dotarliśmy pod Sokolik (od Husyckich Skał szliśmy ok. 20 minut), okazało się, że na szczyt prowadzą strome, kręte, metalowe schody. Od samego patrzenia na nie robiło mi się słabo. Mam lęk wysokości… Pewnie zapytacie: „W takim razie… co ty robisz w górach?” 😁.
Ludzi było jak mrówków. Ale skoro już tam dotarliśmy, musieliśmy zdobyć ten szczyt. Postanowiliśmy, że Małż zostanie z Didulcem na dole, a ja z Młodą wejdę na punkt widokowy. Tak było rozsądniej, biorąc pod uwagę, że wejście tam z dzieckiem w nosidle nie należałoby do najłatwiejszych i najbezpieczniejszych. Ale to moja opinia.
Niestety, schody na Sokolik są dość wąskie. Największym problemem było wyminięcie się z osobą schodzącą z punktu widokowego, wtedy robił się korek. Po paru minutach udało nam się zdobyć szczyt.
Kiedy dotarliśmy do schroniska (droga z parkingu zajęła nam 10 minut), odpoczęliśmy sobie trochę. Didulec była tak zaaferowana ludźmi i okolicą, że z ledwością namówiłam ją do napicia się mleka (karmię piersią), a wiedziałam, że jeśli nie zje, to zacznie kwilić z głodu, gdy tylko włożę ją do nosidła. Kiedy udało się ją nakarmić, ruszyliśmy na Sokolik.
Pierwszym punktem, do którego się dociera, są Husyckie Skały – formy skalne idealne do wspinania się i zabawy (ok. 10 minut od schroniska). Tam chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy dalej. W tym miejscu znajduje się rozdroże. Jedna trasa prowadzi w lewo (w górę), druga prosto (nieco w dół).
Chcieliśmy się wspiąć na Sokolik, więc wybraliśmy oczywiście trasę w górę. Szło mi się z trudem. Trasa była stroma, kamienista i śliska. Małż musiał kilka razy ciągnąć Młodą do góry. Trzeba było uważać na gałęzie! Jedna trafiła Młodą w twarz, ale dzielnie powstrzymała łzy. Mimo że trasa była wymagająca, droga mijała nam dość szybko, bo pod szczytem byliśmy po ok. 20 minutach (phi, a mówili, że szybkim tempem 45 minut). Poczekałam chwilę, aż Małż z Młodą do mnie dołączą. Na miejscu spotkaliśmy wielu wspinaczy (Sokolik i Krzyżna to świetne miejsce dla amatorów wspinania się).
Droga z Wrocławia na parking przy Przełęczy Karpnickiej zajęła nam 1,5 godziny. Cudowne w tej podróży było to, że Didulec przespała ponad połowę drogi (zwykle śpi 15–20 minut, a samo usypianie czasami zajmuje pół godziny), a Młoda przez godzinę grzecznie oglądała bajki. Parking jest dość spory, tak że na pewno każdy się zmieści. My byliśmy tam ok. 10:30 i dopiero ⅓ parkingu była zajęta. Koszt miejsca parkingowego to 20 zł.
Z parkingu do schroniska idzie się ok. 15 minut – szlakiem czerwonym i czarnym (jest jeszcze szlak zielony, który prowadzi przez Szlak Zamków Piastowskich). W tym miejscu dodam, że specjalnie kolorami szlaków się nie zainteresowaliśmy, co (jak się później okazało) było fatalnym w skutkach błędem.
Podczas drogi do „Szwajcarki” Młoda przeokropnie marudziła. Przeraziło mnie to. Co prawda, trasa w pewnym momencie była stroma, ale szliśmy zaledwie kilka minut…
Góry Sokole – stanowiące część Rudaw Janowickich (Sudety Zachodnie) – były celem naszej wycieczki 1 maja. Co ważniejsze – propozycja wyprawy w tamte strony wyszła od Małża Szanownego. Ależ mi zaimponował! Z drugiej strony zaczęłam się martwić, czy przypadkiem nie chce mnie wygryźć ze stanowiska nadwornego planisty.
Podczas pakowania ustaliliśmy, że wejdziemy na jeden ze szczytów, a mianowicie na Sokolik. Obok Sokolika znajduje się drugi szczyt – Krzyżna Góra, ale znaleźliśmy wiele opinii na jej temat, mi.in. dotyczących tego, że z dziećmi lepiej tam nie wchodzić, bo jest stromo i niebezpiecznie. Zresztą takie ostrzeżenia dostaliśmy również od znajomych, którzy tam już byli.
Zaplanowaliśmy sobie, że wyruszymy najpierw do Schroniska „Szwajcarka”, a stamtąd na Sokolik. Trasa prowadzi pod górę, absolutnie nie nadaje się dla wózka, więc tym razem to ja byłam nosicielem najmłodszej latorośli (mamy nosidło ergonomiczne). Na tej wycieczce role odwróciły się całkowicie! No, ale widocznie tak miało być.
Zapraszamy na: