Zejście ze Szczelińca również wiąże się z pokonaniem stromych schodów. Jednak w tę stronę szło nam już dość szybko. Zatrzymaliśmy się kilka razy na zrobienie zdjęć.
Zwieńczeniem wycieczki było zakupienie małego pluszowego, różowego konika na jednym ze straganów znajdujących się przy drodze prowadzącej ze szlaku. Dla mnie i Małża – oscypek na ciepło z żurawiną. I byliśmy wszyscy zadowoleni. Trasa w całości zajęła nam ponad 4 godziny. Ale nie spieszyliśmy się, często się zatrzymywaliśmy i cieszyliśmy się chwilą.
Trasa jest bardzo malownicza, zróżnicowana i mimo wielu wąskich i stromych przejść – przystępna. Na końcu, zanim schodzi się ze Szczelińca, na jego szczycie można wejść na dwie platformy widokowe. Z obu podziwia się piękne widoki. Ale ja polecam najbardziej tę najmocniej wysuniętą do przodu. Zakochałam się w tym miejscu. Pominę fakt, że na tej mniej wysuniętej ludzie wchodzili na skałę poza barierkę, żeby sobie zdjęcie zrobić z królującym w oddali masywem Śnieżnika. Był też pan, który wzorem pewnego polityka, wyszedł na tę skałę z gołą klatą (ale nie miał konia na szczęście…). Tak że rozwaga, roztropność… i te sprawy.
Tak czy inaczej, mimo sporego wiatru, chwilę posiedzieliśmy na tej bardziej wysuniętej platformie (kręciło się tam z resztą mniej ludzi). Widoczność była wprost idealna. Ze Szczelińca można zobaczyć (oprócz wspomnianego Masywu Śnieżnika) Karkonosze, Góry Orlickie i Góry Sowie. Miło patrzeć, kiedy widzisz zachwyt na twarzy 4-latki, która usiadła z krakersem w ręku i (nic nie mówiąc) oglądała, podziwiała i wpatrywała się w dal. I super jest usłyszeć: „Mamo, wymyślasz nam najlepsze wycieczki na świecie”. Wzrusz. Zwłaszcza kiedy wielokrotnie słyszy się skargi i zażalenia.
Po uzupełnieniu płynów, zjedzeniu kanapek, bananów i krówek na mleku kokosowym, byliśmy gotowi do drogi. Wejście na płatną część trasy jest za schroniskiem. Trzeba się tam dostać przejściem, które jest między budynkiem a wyższą platformą widokową. Opłata wyniosła nas 24 zł za dwie osoby. Za Młodą nic nie płaciliśmy.
Po przejściu przez kasę od razu wchodzi się do świata jak z baśni. Tak mi się to kojarzy. Wysokie skały, wąskie przejścia i korytarze, drzewa i krzewy. W sumie na samym początku docieramy do kolejnej metalowej platformy widokowej. Weszłam tam sama, żeby zrobić zdjęcia, bo Młoda już w blokach startowych czekała na te bardzo wąskie przejścia.
Nie zawiodła się. Szlak momentami prowadził ciasno ułożonymi obok siebie blokami skalnymi, trzeba było kilkakrotnie wspinać się wysoko śliskimi (wilgotnymi), stromymi kamiennymi schodkami (dodatkowo uważając, żeby nie przywalić głową w głaz) i przeciskać się między skałami. Euforii młodej nie jestem w stanie słowami opisać. Nagle dostała tyle energii, że wszędzie pędziła jako pierwsza. Musieliśmy za nią nadążać. Ludzi było sporo, w węższych miejscach robiły się zatory. I tam nasza Księżniczka przestępowała z nogi na nogę i nawet głośno mówiła: „Co tak długo? Czemu ci ludzie tak wolno idą?”.
Schronisko jest usytuowane na skałach. Ma to swój wielki urok. Znajdują się tam dwie platformy widokowe. Jedna wyższa i węższa, do której prowadzą metalowe schody, oraz druga niższa, naprzeciwko schroniska, na której stoją krzesła i stoliki (właśnie tam udało nam się znaleźć miejsce). Widoki warte zachodu. Widać stamtąd dobrze Góry Sowie, Wzgórza Włodzickie i Ścinawskie oraz Kotlinę Broumovską. W schronisku kupiliśmy sobie herbaty. Ja dodatkowo magnesik na lodówkę.
Młoda bardzo się niecierpliwiła, żeby przejść tym obiecanym długim labiryntem na sam Szczeliniec. Dlatego marudziła przy stole. Jednak my, oazy spokoju, delektowaliśmy się widokami. Małż zrobił masę zdjęć. Ja upajałam się przestrzenią, która rozpościerała się przede mną. Też tak macie, że w górach czujecie tę wolność i swobodę? Ja tak mam z całą pewnością. Dlatego upajam się tym i cieszę jak dziecko, kiedy tylko mogę wejść gdzieś wysoko w górach.
Z Dzieckiem Foch trudniej jest się przemieszczać. Trudniej je przekonać, żeby przeszło samodzielnie jeszcze kilka kroków. A co dopiero te setki schodów, które były przed nami. Udało się z wielkim bólem pokonać drogę asfaltową (zajęło nam to ok. 15 minut, bez focha powinno być ok. 8 minut). No i pojawiły się strome… schody. Oczywiście młodociana przeszła parę stopni i już marudzi, i już jęczy, że ona nie da rady. Że gdzie my ją zabraliśmy. Że ona nie idzie. Że ona chce na ręce. I tak dalej… ludzie wokół patrzyli na nas, jak na rodziców znęcających się nad biedną, małą dziewczynką.
Początkowo trasa do schroniska pod Szczelińcem jest stroma. Idzie się po kamiennych stopniach, napotykając czasami drewniane kładki, na których można złapać oddech, bo wtedy droga prowadzi po płaskim, bez wzniesień. Trasa wygląda w ten sposób aż do miejsca, gdzie łączy się z innym szlakiem prowadzącym z Pasterki. Tam pod wielkim kamieniem, na przełęczy pod Szczelińcem można sobie odpocząć.
Dalej droga prowadzi częściowo pod górę i po płaskim, zaczynają się już przejścia między skałami. Gdy tam doszliśmy, nasza latorośl odzyskała wigor. Bo zaczęło się to, co lubi najbardziej. I tak do samego schroniska. Trasa zajęła nam, mimo marudzenia, zatrzymywania się, obrażania i nagminnego naciągania nas na wzięcie na ręce (nie robiliśmy tego, jest tam za stromo) 45 minut (mapa podaje 30 minut). Więc całkiem przyzwoicie.
Szczeliniec był wyzwaniem od samego początku. Mnóstwo schodów (dokładnie 665), wysokie podejścia i ciasne labirynty. Brzmi dość groźnie. Ale wszyscy z rana byliśmy przygotowani na tę wycieczkę. Do pewnego momentu… Schody zaczęły się jeszcze w pokoju Dworu Karłów. Okazało się, że telefon Małża nie działa – nie naładowała się bateria. W związku z tym pożyczyłam mu telefon do zdjęć. Jednak ten też nie działał najlepiej, nie wyszukiwał sieci. Także Małż był bez kontaktu ze światem.
Z Dworu Karłów, w którym nocowaliśmy, przejście na piechotę do ścieżki prowadzącej do szlaku zajęło nam mniej niż minutę… ale potem zaczęły się kolejne schody! Zanim doszliśmy do samego wejścia na szlak, musieliśmy przejść przez asfaltową drogę obstawioną budami, straganami, sklepikami. Oferującymi wiadomo co. No i jak Młoda je zobaczyła i (o zgrozo) usłyszała, że nie będzie kupowania żadnych pamiątek, od razu pojawiło się Dziecko Foch! A co to oznacza? Zachęcam do przeczytania w słowniczku na stronie O nas.
Zapraszamy na: