Do Wielkiego Wodospadu mieliśmy kolejne 10 minut. Dla nas spokojnym spacerkiem to 20 minut. No bo ktoś te 350 zdjęć po drodze zrobić musi! I na tym etapie wędrówki chmury zaczęły znikać, zaczęły pojawiać się widoki na okoliczne szczyty. Robiło się bardzo przyjemnie. Didulec cały czas spała, co umożliwiło nam sprawne (w miarę szybkie) dotarcie na miejsce. I powiem tak – ten wodospad robi jeszcze większe wrażenie niż poprzedni. Tak że im dalej w las, tym lepiej! W naszej ocenie. 🥰 Tutaj też (istotna sprawa) żółty szlak, który dołączył do naszego zielonego na wysokości Długiego Wodospadu, kończy się. Można stąd udać się dalej zielonym w stronę następnych wodospadów lub pójść szlakiem niebieskim aż do Tatrzańskiej Łomnicy. Co fajne, Wielki Wodospad ogląda się z bliska. Co to znaczy? A to, że przez wodospad prowadzi metalowy most (nim też przedostajemy się na szlak niebieski). Tam spędziliśmy około 25 minut. Na mnie szum wodospadu działał bardzo kojąco. Didulec, mimo naprawdę sporego huku (tak, ten kojący szum był bardzo głośny), spała aż miło!

Po wypiciu przez Małża zimnego piwa, zjedzeniu kanapek, czekolady i opiciu się wody ruszyliśmy w drogę powrotną. Mieliśmy do wyboru powrót szlakiem zielonym lub trasę szlakiem czerwonym. No i tutaj trochę zawaliłam. Tzn. nie przygotowałam się w 100%… Bo jakbym się przygotowała, to bym wiedziała, że czerwonym szlakiem w 30 minut, fajną widokową trasą wrócimy do Hrebienoka. A tak wracaliśmy trasą, która przyszliśmy, czyli szlakiem zielonym. Cóż… nauczka na przyszłość. Ale trasa przy wodospadach jest piękna, więc, tak czy siak, warto ją przejść nawet dwa razy.

Czas operacyjny (nasz czas :)) to 4,5 godziny. Ale należy pamiętać, że złapała nas ulewa i burza. I zrobiliśmy masę zdjęć, więc delektowaliśmy się widokami na 200%. Warto się tam wybrać. My na pewno wrócimy z planem dotarcia do Schroniska Zamkowskiego i przejdziemy szlakiem czerwonym.

Co do samej Rainerowej Chaty, to należy o niej co nieco powiedzieć. Jest to najstarsze Schronisko w Tatrach. Widoki na szczyty Tatr Wysokich są przepiękne. Stamtąd warto pójść jeszcze dalej – do Wodospadu Olbrzymiego, a spod wodospadu do Schroniska Zamkowskiego. Zgodnie z mapą to zaledwie 30 minut drogi. Gdy się siedzi pod Rainerową Chatą, słychać szum Wodospadu Olbrzymiego, co jeszcze bardziej zachęca do dalszej wędrówki. Jeśli o nas chodzi, to na pewno pójdziemy tam następnym razem, bo było już nam aż nadto drogi, co zaczynaliśmy czuć w nogach. 😁 Oprócz Didulca, oczywiście, bo nasza Didi to dopiero pod Rainerową Chatą się obudziła… i była gotowa do marszu, co pokazała w drodze powrotnej, kiedy to ledwo za nią nadążałam, prowadząc ją na smyczy/szelkach.

Według mapy przejście z Wielkiego Wodospadu do pozostałych dwóch, czyli do Skrytego i Małego, zajmuje 15 minut (jak zwykle my liczymy to sobie podwójnie). Ale zaczynało się robić coraz cieplej, słońce pięknie świeciło i coraz więcej turystów przebywało na szlaku. Pod Skrytym Wodospadem zapadła decyzja (po moich namowach i drobnym oszustwie…), że idziemy jeszcze dalej, do Rainerowej Chaty na Staroleśną Polanę. Pewnie ciekawi jesteście, co to za oszustwo? Hmm… powiedziałam, że idzie się tam 15 minut, a tak naprawdę szło się 35… bo 15 minut zajmowała trasa do Małego Wodospadu. Ale na szczęście ekipie wyprawa na tyle się podobała, że nawet nie zauważyli, jak dotarliśmy do Małego Wodospadu, a następnie na piękną Staroleśną Polanę. Jeśli pojedziecie zobaczyć Wodospady Zimnej Wody i będziecie mieć jeszcze siły na przejście kawałek dalej, to koniecznie przejdźcie do Rainerowej Chaty. Jest tam przepięknie!

W schronisku obecnie można zabukować sobie nocleg, jest też przytulna niezbyt duża część bufetowa. Tam przeczekaliśmy kolejną ulewę. Kiedy opady zaczęły słabnąć, a grzmotów już prawie nie było słychać, ruszyliśmy w stronę wodospadów.

Zielony szlak od Bilikovej Chaty prowadzi w dół, kamienną ścieżką. Szczególnie w deszczu czy po deszczu należy zachować tam pełną ostrożność, bo łatwo się poślizgnąć. Didulec zażyczyła sobie niesienia w nosidle, co było mi, nie ukrywam, bardzo na rękę. Z Bilikovej Chaty do Długiego Wodospadu idzie się 10 minut.

Idąc zielonym szlakiem, na wysokości pierwszego z wodospadów, czyli Długiego Wodospadu, szlak zielony łączy się ze szlakiem żółtym. Trzeba zejść kamienno-ziemistą ścieżką. Wodospad robi wielkie wrażenie. Nie jest on tym największym, ale mimo wszystko czuć tam siłę żywiołu. Didluec przy szumie wody usnęła. A my ruszyliśmy dalej. Najpierw oczywiście trzeba było się wspiąć ścieżką i wrócić na szlak.

Kiedy zarządziłam, że ruszamy wreszcie zobaczyć wodospady, Małż nie był przekonany. Mówił, że gdzieś tam grzmi w oddali, deszcz jeszcze pada… a ja twardo postanowiłam, że idziemy! No i poszliśmy. I tutaj uprzedzając ewentualne pytania (grzmiało, a my z dzieciakami w trasę?), nie jest to brak pokory z mojej strony. Przeżyłam niejedną burzę w górach. Tutaj grzmoty były coraz cichsze, w coraz dłuższych odstępach czasu. Bardziej męczący był deszcz, który jak tylko opuściliśmy restaurację, jeszcze się nasilił. Postanowiliśmy przejść 200 metrów zielonym szlakiem do Bilikovej Chaty, aby tam jeszcze przeczekać tę kolejną falę deszczu. Bilikova Chata to nic innego, jak jedno z bardziej znanych słowackich schronisk. Okazało się, że jak większość drewnianych schronisk ma również przeszłość pożarową. Jej poprzednicy, czyli Ruženina Chata oraz Hotel Rosa, spłonęli (odpowiednio w 1983 roku oraz w 1927 roku). W 1934 roku w miejscu pogorzeliska otwarto Guhrową Chatę, która stoi do dziś. Nazwę zmieniono na Bilikovą Chatę, by uczcić pamięć Pavla Bilika, słowackiego Powstańca.

Oczywiście na Hrebienok prowadzą też piesze szlaki turystyczne – zielony nawet wzdłuż trasy kolejki. Rozważaliśmy powrót tym szlakiem zamiast zjazdu kolejką. Ale zdecydowaliśmy na wjazd góra–dół. I jak się potem okazało, to była dobra decyzja. 😀

W okolicach dolnej stacji znajdują się płatne parkingi. Ze znalezieniem miejsca nie powinno być problemu. Koszt to ok. 5 euro. Zależy od odległości od stacji. Kiedy dotarliśmy do kas, nie było zbyt dużej kolejki. Może przez pogodę, ponieważ było dość pochmurno, deszczowo, no i gdzieniegdzie błyskało…

Po zakupie biletów usiedliśmy sobie w „poczekalni”, czyli tam, gdzie do kolejki się wsiada. Kolejka kursuje co pół godziny od 7:00 do 19:00. My byliśmy tam chwile po 9:00, więc musieliśmy zaczekać do 9:30. Kiedy przychodzi pora odjazdu, bramki wejściowe (tam należy zeskanować bilet) zostają otwarte.

Kolejka to jeden wagonik mieszczący kilkadziesiąt osób. Wjazd zajmuje 7 minut. W ten sposób pokonujemy ponad 200 metrów przewyższenia. Podróż jest dość przyjemna. Im wyżej wjeżdżaliśmy, tym więcej widoków wyłaniało się zza chmur. Na górze znajduje się hostel Hrebienok z charakterystycznymi drewnianymi rzeźbami niedźwiedzi (dużo osób robi sobie przy nich zdjęcia). Obecnie w hostelu znajduje się kawiarnia i samoobsługowa restauracja. My postanowiliśmy tam pójść, ponieważ zbliżała się kolejna partia ciemnych chmur, które zwiastowały raczej większy deszcz. Posiedzieliśmy sobie w środku ponad godzinę, bo jak się okazało zaraz po wejściu do restauracji z tych chmur przyszła kolejna burza. 🙈 Na szczęście na miejscu jest sporo stolików, bufet i kącik dla dzieci!

Wracając do burzy – była naprawdę sroga. Dawno takiej burzy nie widziałam i nie słyszałam. Pech chciał, że była aż tak mocna, że… gdy wstaliśmy, okazało się, że nie ma prądu. No i wody. :) Bo tam pompa wodna jest na prąd. No i tu zaczynał się problem. No bo jak to żyć bez prądu! A i przecież trzeba się umyć, załatwić, herbaty napić. Zadzwoniliśmy do właściciela Chaty Stella, który poinformował, że sami też prądu nie mają. Przeprosił i obiecał dać znać, jak będzie wiedział, kiedy prąd wróci. Więc co było robić? Iść w góry!

I w ten sposób znaleźliśmy się w Starym Smokovcu oddalonym od Mengusovców 16 minut jazdy samochodem. Bilety na kolejkę można kupić online oraz na miejscu w kasie. Jeśli chcecie się tam wybrać kolejką (tak jak my), to polecam wejść sobie na stronę z cennikiem i rozkładem jazdy, o tutaj. My zdecydowaliśmy się na przejazd w górę i na dół. Koszt za osobę dorosłą to 16 euro, a za dzieci w wieku od 6 do 12 roku życia płaci się 12 euro. Dzieci do lat 6 (do dnia poprzedzającego dzień 6 urodzin, to ważne!) jadą za darmo. :)

Kiedy szukałam idealnego miejsca na wycieczkę dla naszej rodzinki w wyższe partie gór, natknęłam się w kilku przewodnikach na Dolinę Zimnej Wody, gdzie znajdują się wodospady o tej samej nazwie. Z pewnością wycieczka nie należy do najłatwiejszych, spokojnie jednak z dzieciakami można sobie poradzić! Ale od początku.

Gdy planowałam wyjazd, wiedziałam, że świetnym rozwiązaniem będzie dla nas wjazd kolejką ze Starego Smokovca na Hrebienok. Nim jednak wsiedliśmy do kolejki… nie mogło być zwyczajnie, jak to u nas. :) W nocy w Mengusovcach, gdzie mieliśmy nocleg, była okrutna burza. Dodam, że mieszkaliśmy w leśnej chacie znajdującej na jednej z leśnych polan. Oprócz Chaty Stella, którą z zajmowaliśmy, znajdują się tam 3 inne domki letniskowe. Przez pierwsze dni naszego pobytu byliśmy tam jednak jedynymi turystami.

Wodospady Zimnej Wody

Zapraszamy na: