A teraz o naszej historii sprzed 4 lat. Wybraliśmy się z Młodą do Doliny Chochołowskiej. Wtedy mieliśmy wózek. Młoda zabrała ze sobą ulubioną przytulankę – pieska o imieniu Babuś, którego ma do dziś. Piesek czasami siedział z nią w wózku, czasami ja go trzymałam, a innym razem leżał przy daszku wózka. Kiedy wracaliśmy z Polany Chochołowskiej, było nam bardzo wesoło, śpiewaliśmy, śmialiśmy się i dobrze się bawiliśmy (wtedy również skorzystaliśmy z kolejki). Dotarliśmy do samochodu i zorientowałam się, że… nie ma z nami Babusia. Zgubiłyśmy go! Wpadłam w panikę, bo jak tu Młoda mogłaby bez niego zasnąć?!

Podjechaliśmy do pobliskiej restauracji (Leśniczówka u Zięby), aby się naradzić. Z załzawionymi oczami przeczesywałam internety w poszukiwaniu takiego samego Babusia. Małż próbował zjeść szybko obiad, a Młoda zdawała się nie przejmować sytuacją. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że zostanę z Młodą w restauracji, a Małż pojedzie z powrotem, wypożyczy rower i znajdzie zagubioną maskotkę. Nie było go ponad godzinę. W końcu podjechał do nas i w triumfalnym geście uniósł biednego, zakurzonego Babusia do góry. Kamień z serca. Okazało się, że ktoś Babusia podniósł ze ścieżki i oparł o kamienny murek. Niestety, zgubiłyśmy go prawie przed samą Polaną Chochołowską, dlatego Małż trochę się najeździł. Ale udało mu się! W ekspresowym tempie odnalazł zgubę. To bohater naszego domu!

Zaczynało się chmurzyć, dlatego postanowiliśmy udać się w drogę powrotną. Niestety, lekko nie było. Mimo że Młoda odzyskała wigor (dzięki wizji powrotu kolejką Rakoń), to Didulec postanowiła zrobić wszystko, żebyśmy tego powrotu nie zapomnieli. O tym, żeby umieścić ją w nosidle, mogliśmy zapomnieć. Kiedy tylko próbowaliśmy, wyginała się i ryczała wniebogłosy. Pomyślałam, że zwierzęta zamieszkujące dolinę, nie mają z nami lekko. W jedną stronę śpiewy, a w drugą lamenty…

Ludzie, którzy nas mijali, również musieli słuchać tych arii. Jedni patrzyli z pobłażaniem, inni odwracali wzrok, a jeszcze inni wskazywali swoim współtowarzyszom na coś bardzo ciekawego w pobliskich krzakach.

Niosłam na rękach Didulca na zmianę z Małżem. Przestawała się awanturować tylko wtedy, gdy odkładałam ją na ziemię, żeby mogła polizać kamienie lub gdy szedł ktoś z psem (do Doliny Chochołowskiej można wejść z czworonogiem). Powód awantur był prosty – nuda. Chciała najzwyczajniej w świecie zająć się swoimi sprawami. Kamienie, ziemia, listki i patyki były znacznie ciekawsze od oglądania krajobrazów.

Gdy ujrzałam Polanę Huciska, odetchnęłam z ogromną ulgą. A gdy po chwili nadjechała ciuchcia Rakoń, myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Wreszcie lamenty i krzyki dobiegły końca. Od tej chwili powrót był już tylko czystą przyjemnością!

Polana Chochołowska jest bardzo malowniczym miejscem. I klimatycznym. Można tam znaleźć liczne stare, zabytkowe bacówki. W górnym paśmie Polany stoi mała drewniana kaplica pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Co ciekawe, właśnie tam kręcono sceny do serialu „Janosik”. Ech… wspomnienia z dzieciństwa! Podglądało się, kiedy rodzice go oglądali. 😇. Kaplicę pozostawiono i teraz jest dostępna dla turystów w każdą niedzielę, podczas mszy świętej. Wiele par pobiera się właśnie tam! To było moje marzenie z dzieciństwa. Kiedy podczas tej wyprawy napomniałam o tym Małżowi, odetchnął z ulgą, że przecież my już po ślubie. Ci mężczyźni… 😄

Na końcu Polany znajduje się Schronisko PTTK im. Jana Pawła II. Można tam zjeść pyszną szarlotkę czy naleśniki, napić się gorącej herbaty oraz oczywiście przenocować.

Przy schronisku znajduje się popularny szlak na takie szczyty, jak: Grześ, Rakoń czy Wołowiec.

W schronisku spędziliśmy dobrą godzinę. W tym czasie najedliśmy się i opiliśmy herbatką. Didulec znalazła sobie zajęcie – postanowiła wysmarować szyby jednego z okien (miała do nich dostęp przez wysoką ławę i szeroki parapet) zielonym ogórkiem i obślinioną kromką chleba. Wyczyściłam, ile się dało… ale małe ślady zostały. Wybaczcie pracownicy schroniska!

Wyruszyliśmy w dalszą drogę około 8:30. Czekała nas ponad godzinna wędrówka. Didulec początkowo nie mogła usnąć w nosidle. Raz chciała napić się mleka, raz skubać listki z drzew, a innym razem lizać kamienie (zdecydowanie od czasu wycieczki do Doliny Kościeliskiej to było jej ulubione kamykowe zajęcie). Po wielu próbach i naszej wspólnej udręce spowodowanej moim śpiewem (oczywiście śpiewałam „Lulajże Jezuniu”) w końcu zasnęła.

Ale kiedy skończył się kryzys Didulca, zaczął się kryzys Młodej. Szła, ciężko powłócząc nogami. Momentami miałam wrażenie, że zaraz pojawi się Kwaśniak (kliknij tutaj), ale całe szczęście panowała nad swoimi emocjami. Ostatecznie śpiewając łamiącym serca głosem wymyślone przez siebie piosenki (w wymyślonym przez siebie języku angielskim) i płosząc wszelką zwierzynę (rośliny uciekać nie miały jak), udało jej się dotrzeć na Polanę Chochołowską.

Po drodze szlak w kilku miejscach odbija w innym kierunku. Przez Dolinę Chochołowską można dotrzeć m.in. do Siwej Przełęczy, Iwanickiej Przełęczy czy na Trzydniowiański Wierch – który zresztą miałam okazję zdobyć jeszcze na studiach.

Ekipa była trochę zmęczona wejściem na Sarnią Skałę, którą zaliczyliśmy dwa dni wcześniej, dlatego nie pałali entuzjazmem, gdy usłyszeli hasło: „Idziemy na wyprawę”. Dziwię się, że marudzili, bo według mnie cały weekend to bardzo dużo czasu na regenerację. 😉 Szczególnie Młoda nie była zadowolona. Kiedy jednak powiedzieliśmy jej, że to będzie o wiele krótsza trasa, ponieważ połowę drogi pokonamy kolejką, zmieniła nastawienie.

Jak powiedzieliśmy, tak też zrobiliśmy. Wstaliśmy skoro świt, zjedliśmy małe śniadanie, spakowaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę o 7:30. Jeśli również podróżujecie samochodem, to bez problemu możecie zaparkować auto na parkingu pod samym wejściem do Doliny. Oczywiście, wcześniej też są parkingi, ale trzeba przejść kawałek, żeby wejść na szlak – a z dziećmi liczy się każdy kilometr pokonany w spokoju i bez marudzenia. 😉 Dodatkowo do wcześniejszych parkingów zniechęcili nas naganiacze. Jednego Małż o mało nie przejechał, bo nie dość, że był w stanie mocno nietrzeźwym, to jeszcze wszedł na sam środek jezdni. Musieliśmy go ominąć, bo trąbienie nic nie dało. Jak widać, był bardzo zdeterminowany…

Kiedy wjechaliśmy na parking przy Siwej Polanie, zauważyłam, że kolejka Rakoń już stoi. Zestresowana, że nie zdążymy i będziemy musieli czekać pół godziny na następny kurs, poganiałam wszystkich, jak tylko się dało.

Na szczęście się udało! Usiedliśmy sobie w ostatnim wagoniku, na samym końcu. Polecam – najlepsze widoki! W ten sposób w 15 minut pokonaliśmy najżmudniejszy (moim zdaniem) asfaltowy odcinek trasy i dotarliśmy do Polany Huciska.

Opłatę za bilet pobiera kierowca zaraz po zajęciu miejsca w wagoniku. Czas przejazdu jest krótki. Mija się po drodze liczne bacówki, park linowy i różne formy skalne. Trafiliśmy również na ekipę filmową, która kręciła jakiś film. Chciałam do nich krzyknąć i zapytać, czy nie szukają statystów. Niestety, nie zdążyłam, a świetnie bym się nadawała. 😄

Na Polanie Huciska znajdują się stoły z ławami, przy których można usiąść i odpocząć. My nie byliśmy zbytnio zmęczeni, bo nie mieliśmy po czym, ale postanowiliśmy zatrzymać się i zjeść porządne śniadanie. Młoda załapała się jeszcze na rzucanie kamieniami do Potoku Chochołowskiego, który płynie wzdłuż Doliny.

Z Doliną Chochołowską mamy pewne ciekawe wspomnienie… ale żeby dowiedzieć się jakie, musicie przeczytać ten tekst. 😊

W związku z powyższym można się domyślić, że to nie była nasza pierwsza wyprawa. Z Małżem byliśmy w Dolinie Chochołowskiej już trzeci raz, Młoda drugi, a Didulec debiutowała na tej trasie.

Dolina Chochołowska to najdłuższa (bo 10-kilometrowa) dolina w Tatrach po polskiej stronie. Jest niezwykle urokliwa. Swoją nazwę zawdzięcza pobliskiej wsi Chochołów. W dawnych czasach była centrum tatrzańskiego pasterstwa.

To świetne miejsce na spacer z dziećmi czy wycieczkę rowerową. Mimo że jest tam dużo jaskiń, nie są one udostępnione do zwiedzania. Trasa zaczyna się na Siwej Polanie. Przy wejściu do doliny można wypożyczyć rower lub wsiąść do kolejki Rakoń, która kursuje co pół godziny (z reguły mniej więcej do 18:00). Kolejką można też dojechać do Polany Huciska. Na końcu dociera się do Polany Chochołowskiej, na której znajduje się schronisko. Odchodzą stamtąd szlaki prowadzące w wyższe partie gór. Dodam, że trasa do Polany Huciska jest asfaltowa, a za nią mamy już drogę szutrowo-kamienną.

DOLINA CHOCHOŁOWSKA

Zapraszamy na: