Zapraszamy na:

Wracając do zawodnej pamięci – zapamiętałam tę Dolinę jako dość łagodną, bez wzniesień. I jeśli mam ją po czasie obiektywnie ocenić, to myślę, że ten szlak (przez Gronik) nadaje się na wędrówkę z dziećmi. Jednak bez wózka, zalecam nosidło. Droga jest kamienista (czego można nie dostrzec, gdy leży na niej śnieg). Co do widoków, mimo że nam ukazały się tylko w połowie, naprawdę robią wrażenie. Droga przez Dolinę nie jest całkiem płaska. To zaledwie 227 metrów przewyższenia, ale dla kobiety w ciąży może być wyzwaniem.

Powrót zajął nam ponad godzinę. Głównie ze względu na konieczność zachowania ostrożności. Oraz przez moje kilkukrotne zapadnięcie się w śniegu po miednicę (tak! Były miejsca, szczególnie w zalesionych fragmentach trasy, gdzie śniegu było nie tylko po kolana, ale i po pas 😄). Kiedy zeszliśmy na parking, było już sporo samochodów. Aaa! I znalazła się pani parkingowa, która bardzo szybko do nas podbiegła i pouczyła, że tu jest parking płatny i trzeba zapłacić (wtedy 25 zł, ale wiem, że teraz w sezonie opłata wynosi 30 zł za cały dzień). Stwierdziła, że tylko na chwilę odjechała, a my akurat przyjechaliśmy i nie poczekaliśmy. Hmm… No przepraszam, my jej interesu pilnować nie będziemy. 😄 Zapłaciliśmy i pojechaliśmy na zasłużony obiad.

Podsumowując: Małżowi i Młodej trasa się podobała, dla mnie jednak była trudna. Ale zdecydowanie było warto! Enjoy!

Małż spojrzał na mnie i czekał na decyzję. A ja pomyślałam: „Co? Ja nie wejdę?”. Zarządziłam dalszą wędrówkę. Poza tym to wewnętrzne marudzenie zrzuciłam na ciążowe hormony. Wieeem… pod górę w śniegu, gdzieniegdzie po lodzie z brzuchem w pakiecie. Ale starałam się zachowywać pełną ostrożność i uwagę, stąpać powoli i zawsze się czegoś trzymać. Najczęściej była to ręka Małża, ale w tym miejscu przepraszam też kilka korzeni drzew, które wystawały spod śniegu. Czasami w desperacji ich też musiałam się chwycić. 🙏

W końcu dotarliśmy na Wielką Polanę Małej Łąki. Zajęło nam to niecałe 2 godziny. Byliśmy tam około 11:00. Tak że czas całkiem przyzwoity jak na warunki oraz opóźnienie spowodowane dodatkowym ładunkiem.

Ogólnie widoki na Polanie są obłędne, ale przy dobrej widoczności. Udało nam się zobaczyć częściowo odsłonięte góry. Chmury się uniosły i ukazały piękne skalne szczyty pokryte śniegiem. Herbata bardzo się przydała. Na Polanie znajdują się stoły z ławami. Oprócz nas było tam jeszcze kilkoro innych turystów, którzy szli dalej. My (z racji mojego stanu) musieliśmy odpuścić.

Z racji tego, że był to wtorek (w dodatku poza sezonem), nie zrywaliśmy się z łóżek skoro świt. Wiedziałam, że nie będzie tłumów na szlaku. Końcówka kwietnia nie rozpieszczała też pogodowo. Tego dnia próżno było szukać słońca. Ale prognozy były dobre: bez opadów, tylko częściowo zachmurzone niebo, chłodno, ale bez mrozu.

Zdecydowałam się na łatwiejszą trasę. Poszliśmy przez Gronik, żółtym szlakiem. Kiedy dotarliśmy na parking po godzinie 9:00, zaskoczyło mnie, że nie ma tam nikogo, kto chciałby skasować nas za postój. W polskich Tatrach to sytuacja dość rzadka. Nawet poza sezonem. Pod wejściem do Doliny znajduje się jeden parking. Nie jest zbyt duży, ale niedaleko wjazdu znajduje się inny, prywatny. Samochód można też zostawić w Kirach lub w okolicy wejścia do Doliny Kościeliskiej. Ale wtedy trzeba liczyć się z przejściem kawałka trasy drogą asfaltową.

Z poczuciem, że wygraliśmy życie (bezpłatny parking), ruszyliśmy na szlak. Oczywiście byłam świadoma tego, że na trasie będzie chłodniej i gdzieniegdzie będzie leżał śnieg, ale odpowiednio się przygotowaliśmy – zarówno jeśli chodzi o odzież, jak i o prowiant (gorąca herbata w termosie itp.). Ale… inaczej to sobie wyobrażałam. Śniegu na szlaku nie było sporo (znajdował się głównie przy podejściu na Wielką Polanę). Jednak tam, gdzie śnieg się pojawiał, było umiarkowanie ślisko, tak więc z dużą dozą ostrożności stawiałam kolejne kroki. Początkowo droga biegnie przez las i nie jest zbyt wymagająca. Schody się zaczynają, kiedy pokonamy drewniany mostek. Tam trasa zaczyna prowadzić w górę. I w tym miejscu zrobiliśmy sobie postój. Młoda i Małż zbytnio nie marudzili, za to we mnie aż się gotowało. Przecież to nie miało tak wyglądać. Trasa miała być łatwa i przyjemna. A tu miejscami po kolana w śniegu i teraz jeszcze pod górę? Ponadto na szlaku zaczęli pojawiać się inni turyści. Mimo że chowałam brzuch pod grubą, długą bluzą jakoś udawało im się go dostrzec i patrzyli na mnie jak na atrakcję turystyczną. Zamiast podziwiać widoki! Bo te zaczęły się już wyłaniać (za plecami też mieliśmy piękny krajobraz).

Dolina Małej Łąki położona jest w Tatrach Zachodnich (u stóp Giewontu) i prowadzą do niej dwa szlaki:

  • czerwony – przez Hruby Regiel (długość trasy to 7,5 km, ok. 3 godz. równym tempem w obie strony);

  • żółty – przez Gronik (5,9 km, ok. 2,5 godz. tam i z powrotem).

 

Na końcu Doliny znajduje się Wielka Polana Małołącka – która jest naprawdę wielka! Robi ogromne wrażenie. Położona jest ok. 1170 m n.p.m. Przez lata górale wypasali na niej owce, co dodawało jej klimatu. Można z niej podziwiać Giewont, Mały Giewont oraz Wielką Turnie. Polana w 1995 roku zajmowała powierzchnię 28 ha. Szybko rozrastająca się roślinność (w tym drzewa) sprawiła, że zmniejszyła się o połowę. I nadal się kurczy.

Z doliny Małej Łąki można przejść do Doliny Strążyskiej oraz do Doliny Kościeliskiej (o niej pisaliśmy tutaj). Dodam, że prowadzą stamtąd szlaki na Giewont, Czerwone Wierchy oraz Kopę Kondracką. Warto wejść również na Przysłop Miętusi, który jest po drodze i zachwyca widokami.

Trasę do Doliny Małej Łąki zapamiętałam jako łatwą, prostą i przyjemną. Bez trudnych podejść, z pięknymi widokami u celu podróży, czyli na Wielkiej Polanie Małołąckiej. No tak, z tymi wspomnieniami z dzieciństwa są niezłe jaja…

Ale od początku! Jak co roku trzeba było wybrać się w Tatry. Dłuższa przerwa nie wchodziła dla mnie w grę. Tym razem trzeba było wybrać się nieco wcześniej, bo na przełomie kwietnia i maja (zwykle jeździmy w okolicy czerwca). A to z racji mojego stanu – końcówki 7 miesiąca ciąży z Didulcem. Po uzgodnieniu z moim lekarzem prowadzącym, że mogę jechać (jak najbardziej, nawet zdrowo pooddychać świeżym powietrzem – ale bez szaleństw!), zabukowaliśmy noclegi i ruszyliśmy! Na miejscu postanowiłam, że najpierw wybierzemy się do Doliny Małej Łąki. To jedna z piękniejszych dolin w Tatrach (chociaż ja naprawdę tylko na palcach jednej ręki mogłabym policzyć te, które zrobiły na mnie małe wrażenie, np. Dolina Suchej Wody).

DOLINA MAŁEJ ŁĄKI