Podsumowując – do Wąwozu Myśliborskiego można się wybrać z wózkiem dziecięcym (zgodnie z informacjami znalezionymi w Internecie). Jeśli chcecie zobaczyć Małe Organy Myśliborskie, to wózka nie polecam. Można wjechać do pewnego momentu (tak jak my to zrobiliśmy), ale do samych Organów nie uda się dotrzeć. Poza tym to średnia przyjemność wpychać wózek z ładunkiem pod górę. Jeśli planujecie z dzieckiem zobaczyć Organy, lepiej weźcie nosidło.
Dodam tu jeszcze, że mamy jakiegoś pecha do wąwozów. Kiedy byliśmy w Pieninach, wybraliśmy się do Wąwozu Homole (wtedy z wypożyczonym dla Młodej nosidłem). Wszystko fajnie, dojechaliśmy na parking i już szykowaliśmy się, żeby ruszyć na szlak. Ja wzięłam plecak, Małż załadował Młodą do nosidła i… gdy tylko je założył, Młoda zaczęła marudzić, że jest jej niewygodnie. Tak skutecznie zniechęciła Małża, że zdjął nosidło, zapakował je i nas do samochodu i wróciliśmy do domu. Bardzo krótka wycieczka. 😁
Kiedy wrócili, zrobiliśmy krótki piknik na kocu. Didulec chciała najeść się ściółką leśną, ale udało nam się ją powstrzymać. Młoda była bardzo szczęśliwa, że zobaczyła Małe Organy Myśliborskie. Ten punkt wycieczki podobał jej się głównie ze względu na to, że Organy to dość sporych rozmiarów forma skalna, a co najważniejsze – bardzo cieszyła się z faktu, że stoi we wnętrzu dawnego wulkanu.
Wracając na główną drogę, minęliśmy kilka osób. Wcześniej oprócz nas nie było na szlaku nikogo. Kiedy doszliśmy do głównego drogowskazu, Młoda zaczęła marudzić, że właściwie to już jest zmęczona. Co ważne, byliśmy w trasie zaledwie godzinę, wliczając w to przerwy…
Dała się jednak namówić na Wąwóz. I już byliśmy tuż obok, już mieliśmy skręcać w lewo (na wprost mieliśmy parking), kiedy Małż powiedział: „Jak mam być szczery, to mnie już bardzo boli noga”. Młoda podłapała i też ją zaczęły boleć nogi… zamiast skręcić w lewo i zgodnie z planem pójść do Wąwozu, poszliśmy do samochodu. No i pojawiło się Dziecko Foch. A właściwie tym razem Dorosły Foch – czyli ja. Przecież miałam wszystko pięknie zaplanowane! No… prawie wszystko.
Szlak przez polanę prowadzi do lasu. Tam też jest śliczna ścieżka. Bardzo klimatyczne miejsce. Niestety nie na wózek. Co ja pisałam wyżej? Że tym razem dokładnie się przygotowałam i wiedziałam, że trasa przez Wąwóz Myśliborski nadaje się dla turystów z wózkiem? No tak, ale drogi na Organy nie sprawdziłam… Małż jednak dzielnie pchał pojazd młodszej córki, a ona jeszcze zachowywała spokój.
W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym już za Chiny Ludowe obu Ameryk nie dało się przejechać, bo na drodze pojawiły się zwalone drzewa. Wymyśliłam, że pójdę sama z Młodą zobaczyć Organy, a Małż poczeka z Didulcem na leśnej ścieżce. Ostatecznie Księżniczka zdecydowała, że chce iść z tatą, więc poczekałam z małą, aż wrócą. Tym razem to ja zobaczyłam wszystko tylko na zdjęciach… (kiedyś to Małż oglądał widoki z Gęsiej Szyi na zdjęciach, o czym przeczytacie tutaj).
Droga minęła nam szybko, jechaliśmy z Wrocławia 56 minut. Dodam, że tym razem byłam przygotowana i dokładnie sprawdziłam, czy do Wąwozu można wybrać się z wózkiem. I można! Na wszelki wypadek spakowałam też nosidło. Zapłaciliśmy za parking 10 złotych. Na parkingu są drogowskazy, a wejście do Wąwozu jest zaraz obok. Tam też zaczyna się szlak na Małe Organy Myśliborskie, do których idzie się 30 minut. Małż i Młoda zadecydowali, że najpierw idziemy zobaczyć Organy (tak jakby swoich nie mieli… phi). Wsadziliśmy Didulca do wózka i w drogę.
Początkowo idzie się drogą asfaltową, a następnie przy Dolnośląskim Centrum Parków Krajobrazowych skręca się w prawo i… dalej trasa prowadzi pod górę. Najpierw to ja pchałam wózek z Didulcem, ale szybko się poddałam. Małż jest jednak silniejszy. Młoda szła dość energicznie do momentu zejścia z drogi na polanę, gdzie trasa również prowadziła pod górę. Zaczęło się delikatne marudzenie pod nosem, nadąsana mina, wolne tempo, wieszanie się matce na ręce. Już było blisko Dziecko Foch, ale obyło się bez tego.
W ostatnią niedzielę kwietnia wybraliśmy się w Góry Kaczawskie. Przede wszystkim ze względu na odległość od Wrocławia, a poza tym, dlatego że tam naszej ekipy jeszcze nie było. No i pogoda wreszcie zrobiła się piękna!
Pełna optymizmu, wierząc, że tym razem wszystko będzie po mojej myśli, spakowałam nas i ruszyliśmy w drogę. Wyjechaliśmy akurat w czasie pierwszej z dwóch drzemek Didulca, żeby mieć spokój w trakcie jazdy. Sprytnie, prawda? Młoda dostała tablet i słuchawki – z nią to już w ogóle jest bezproblemowo. Na szczęście młodsza zasnęła praktycznie od razu.
Naszym celem był Wąwóz Myśliborski. Małża i Młodą bardzo przekonał fakt, że Góry Kaczawskie to kraina wygasłych wulkanów.
Zapraszamy na: