Kozie Żebro niezdobyte
Taak… dokładnie jak w tytule. Zerknęłam rano na mapę i patrzę, a tu obok naszego miejsca noclegowego biegnie asfaltowa droga do szlaku na Kozie Żebro – szczyt wznoszący się 847 m n.p.m. Idzie się tam szlakiem zielonym.
Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy ochoczo – tzn. ja ruszyłam ochoczo, Młoda tak od niechcenia wsiadła do wózka, a Małż lekko podłamany, że gdzieś będzie musiał ten wózek wpychać. Wytłumaczyłam mu, że w Internecie napisali, że nie jest to wymagająca trasa…niestety, nie mieli racji. Przynajmniej jeśli planuje się wjechać tam wózkiem – nawet turystycznym. Droga asfaltowa prowadzi przez… no właśnie. Pytanie, czy ja aby na pewno wiem, co przeczytałam. 🙈😁 Droga prowadziła wśród ośrodków wczasowych. Minęliśmy nawet mini zoo (o tej porze spotkaliśmy tam kucyki), które należy do Ośrodka Wczasów Rodzinnych Zacisze. Generalnie sama trasa do wejścia na szlak nieźle nas zmęczyła. Droga zajęła nam ponad godzinę. Niby asfaltem, lekko pod górę, ale dała nam w kość.
Dotarliśmy w końcu do wiaty z miejscem na ognisko. Małż już nieźle zirytowany pytał co chwile, gdzie to wejście na szlak. W końcu się pojawiło! Tzn. chyba ono, bo nie widziałam oznaczeń oprócz koloru szlaku – czerwonego. Więc ze swoją – często niczym niepopartą – pewnością siebie, zarządziłam, że teraz wbijamy w las na szlak! Wbiliśmy na 20 minut. Tyle czasu Małż dał radę wpychać wózek z Młodą na strome zbocze. Poddaliśmy się. Nie było sensu iść dalej. Byłam lekko podłamana, bo bardzo chciało mi się pięknych beskidzkich widoków na góry. Moj smutek minął dość szybko z dwóch powodów: doczytałam… 😁 że Kozie Żebro to szczyt całkowicie zalesiony, wiec widoków tam nie ma, a drugim powodem było jezioro Klimkowskie, nad które trafiliśmy całkiem przypadkiem.
Jezioro Klimkowskie
Po powrocie do domku (po nieudanej próbie zdobycia Koziego Żebra) wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy przed siebie (lubimy podróżować samochodem – nie da się ukryć). Przejechaliśmy kawal drogi, m.in. przez Gorlice, Szymbark i Grybów, by z oddali zobaczyć Zbiornik Wodny Klimkówka (zwany Jeziorem Klimkowskim). Coś mi podpowiadało, że nam się tam spodobało. I miałam rację. Udało nam się dostać na parking przy plaży. Z racji, że byliśmy tam w październiku, oprócz nas było może kilka osób spacerujących przy brzegu. Co istotne, podczas spaceru na Kozie Żebro była mgła, nisko osadzone chmury i słaba widoczność. Gdy znaleźliśmy się nad Klimkówką, to jak ręką odjął – pojawiły się cudne widoki i piękne błękitne niebo (co widać na zdjęciach).
Klimkowa jest zbiornikiem zaporowym na rzece Ropa, znajduje się niedaleko miejscowości Uście Gorlickie. Co ciekawe, został zbudowany w 1994 roku. Oprócz funkcji turystycznej, o której świadczy plaża, możliwość wypożyczenia sprzętu wodnego w sezonie oraz ośrodki wypoczynkowe z domkami, ma również inne ważne zadanie. Ma znaczenie przeciwpowodziowe oraz jest źródłem wody pitnej dla Jasła i Gorlic. Jest też cenny pod względem przyrodniczym i krajobrazowym. Powierzchnia Klimkówki to ponad 3 km². Zalew znajduję się w miejscu dawnej wsi Klimkówka oraz starej drogi. Znalazłam również ciekawą informację – kręcono tu sceny do filmu Ogniem i Mieczem (te, gdzie ukazywano Dniepr). A ja jestem megafanką Sienkiewicza i ekranizacji jego powieści. Więc dla mnie taka wiadomość jest ekscytująca. 😁
Myślę, że w sezonie musi tam być sporo turystów. Sami spójrzcie na zdjęcia. Kto by nie chciał wypoczywać w tak pięknym i magicznym miejscu. My posiedzieliśmy na plaży i na molo. Weszliśmy na niedużą wieżę (nie wiem, czy jest to wieża ratownicza, nie była opisana, ale wejście na nią było otwarte) i usatysfakcjonowani wróciliśmy do domku.
W pewnym momencie (na wysokości Huty Wysowskiej) docieramy do rozdroża. Należy pójść w prawo. Do tego momentu trasa prowadzi lekko pod górę. Ale niech was to nie zmyli. Po dotarciu do Huty szlak staje się trudniejszy i stromy. Małż dzielnie pchał wózek, ale musieliśmy już pchać go oboje… Młoda oczywiście „delikatnie” nas poganiała, zadowolona, że siedzi wygodnie i nie musi używać nóg. Jednak po wepchaniu tego wózka na Przełęcz… no nawet nie wiem, jak to opisać. ☺️ Przed nami rozpostarła się wspaniała górska przestrzeń. Trawa była tak zielona, jakby ktoś ją farbami pomalował – a przypominam, że był to początek października. Na górze znajduje się stół z ławkami. My jednak usiedliśmy sobie na zboczu szczytu, aby pouziemiać się trochę.
Dotarcie na te 645 m n.p.m. zajęło nam 2 godziny. Ale dużo się po drodze zatrzymywaliśmy. Według mapy dojście powinno zająć około 1 godziny. Dodam, że w sezonie możliwy jest tam wjazd samochodem. Są też jasne ostrzeżenia, aby w zimie tego nie robić. Wjazd po oblodzonej nawierzchni może skończyć się w przydrożnym rowie. 🙈
Gdy my delektowaliśmy się widokami i próbowaliśmy wyrównać oddech, Młoda złapała focha… A dlaczego? Bo chciała już koniecznie zjechać z tej góry. Chyba widoki jej tak nie zachwyciły, dlatego większą część pobytu na Przełęczy spędziła w wózku. Dziecko Foch weszło na dość długo. Jednak nie ma tego złego… Mieliśmy z Małżem 40 minut ciszy wśród beskidzkiej przyrody. 😁 Wiec nie narzekaliśmy.
Z Przełęczy można przejść dalej aż do Ropek. Po drodze mija się np. Schronisko Paryjówka im. Generała Wędzidełko czy Cmentarz Łemkowski. My jednak po odpoczynku i zjedzeniu prowiantu (Młoda w końcu dala się udobruchać kostką czekolady) postanowiliśmy wracać. Oczywiście, zejście tym stromym zboczem wraz z dzieckiem w wózku było bardzo ryzykowne, gdyż polegaliśmy tylko na sile naszych mięśni. Więc niepocieszona księżniczka, (już bez focha, ale odrobinę urażona) musiała przejść ten odcinek na własnych nogach. Jeśli będziecie kiedyś w Wysowej, musicie wybrać się na Przełęcz. Warto!
Przełęcz Hutniańska
Szukając na mapie szlaków prowadzących bezpośrednio z Wysowej Zdrój w jakieś fajne krajobrazowo miejsce, natknęłam się na szlak niebieski prowadzący przez Hutę Wysowską na Przełecz Hutniańską (tym szlakiem można przejść dalej do Ropek, na szczyt Homola i Chełm, aż do Grybowa. My jednak za cel obraliśmy Przełęcz, która jest częścią gór Hańczowskich (zachodni Beskid Niski).
Wybraliśmy się na szlak o 9:00 rano. Słońce pięknie świeciło, było dość ciepło jak na październik. Dojście do początku drogi z Domków Widokówka zajęło nam ok. 15 minut. Nadmienię w tym miejscu, że trasa aż do samej Przełęczy nadaje się dla wózków (zarówno miejskich, jak i turystycznych), ponieważ cała droga jest asfaltowa (aż na samą górę). Po drodze mija się pojedyncze domy. Można podziwiać szczyty Beskidu Niskiego. Oczywiście tam, gdzie las jest rzadszy lub nie ma go wcale (a tak jest w niektórych miejscach). Szlak rozpoczyna się przy Kościele Rzymskokatolickim NMP Wniebowziętej. Po drodze mijamy nie tylko prywatne domy, ale również niewielkie ośrodki wypoczynkowe, stadninę koni (Ostawa Stanica Konna) oraz zabytkową kapliczkę, do której można wejść – Małż oczywiście dał się namówić. 🙈
Święto Rydza
Jakoś podczas tego pobytu nie zauważyliśmy, że coś się szykuje w weekend 02–03.10. A pewne delikatne oznaki (np. Plakaty) pojawiały się tu i ówdzie. Gdy szliśmy na Przełęcz Hutniańską, mijaliśmy liczne stragany i budki z wyrobami regionalnymi. Postanowiliśmy pójść do Parku Zdrojowego po powrocie ze szlaku. Oczywiście, po zapewnieniu Młodej, że na bazary wrócimy.
Kiedy dotarliśmy tam po południu, okazało się, że trafiliśmy na Święto Rydza. Małż był niepocieszany, ponieważ rano odbywał się konkurs w rydzobraniu, a on to taki zapalony grzybiarz z doskoku… Ale oprócz tego konkursu było mnóstwo innych atrakcji:
spacer po lesie z leśnikiem,
spektakl pod tytułem „Beskid bez kitu”,
koncert Jazz Lemko,
liczne warsztaty z tworzenia biżuterii, obrazów akrylowych, pierników, breloków z drewna, budek lęgowych dla ptaków, kiszenia kapusty, doboru ziół czy warsztaty wokalne.
I to wszystko pierwszego dnia, ponieważ Święto trwało dwa dni (sobota i niedziela), ale my już drugiego dnia wracaliśmy do domu.
Oczywiście, oprócz licznych atrakcji było to, co uwielbiają dzieci bazarowo-straganowe… mnóstwo kramów i kramików z ogromem wyrobów nie tylko spożywczych, ale również przedmiotami użytku codziennego, jak np. talerze zdobione metoda decoupage (nie polecam myć ich w zmywarce… z doświadczenia) czy biżuteria oraz tekstylia. Obkupiliśmy się jak zwykle. 🙈 Ale warto wspierać lokalnych twórców. Przynajmniej zakupione przez nas wyroby były tworzone nie w Chinach, a w Polsce – w Beskidzie i okolicach.
Dodatkowo przy pijalni wód mineralnych odbyło się przedstawienie, które Młodą bardzo zaciekawiło. Ja za to czekałam na koncert muzyki łemkowskiej – uwielbiam takie folkowe klimaty. I nie zawiodłam się! Świetnie spędziliśmy czas, mimo że na co dzień unikamy takich imprez.
Po przyjeździe udaliśmy się od razu na parking znajdujący się przy wejściu do Parku Zdrojowego, od strony ulicy Piłsudskiego. Parking był wtedy bezpłatny i pusty (w sezonie parking jest płatny). Nasz samochód stał tam jeden jedyny. Cóż, nie dziwiło mnie to, biorąc pod uwagę aurę... Włożyliśmy kurtki przeciwdeszczowe i ruszyliśmy na spacer. Małż po drodze zgłodniał i zachciało mu się zjeść zupę. Ale niestety jedyna restauracja po drodze czynna była od 13:00, a mieliśmy godzinę 11:00. Dlatego mimo walki z głodem Małż ruszył z nami w dalszą wędrówkę. Park Zdrojowy wraz z ogrodami usytuowany jest przy rzece Poprad.
W Ogrodach sensorycznych znajdują się różne strefy: zdrowia, zapachu, dźwięku, zapachowo-dotykowa, smaku, wzroku, jak również strefa Afrodyty oraz strefa baśni i legend o Muszynie. I to właśnie w niedalekiej odległości od tego ostatniego znajdziemy wieżę widokową. Wieża (może niepozorna, bo wysoka na 11,5 m) stoi na wzgórzu, dlatego trzeba trochę podreptać pod górę. Na szczęście wygodnymi alejkami, mijając liczne piękne atrakcje. Oczywiście, to strefa baśni i legend zaciekawiła Młodą najbardziej. Dlatego tam spędziliśmy najwięcej czasu. Gdy weszliśmy na wieżę, to mimo złej pogody udało nam się dostrzec pobliskie pasma Beskidu Sądeckiego, ruiny zamku oraz barokowy kościół w centrum miasta. Oczywiście, z wieży pięknie prezentują się całe ogrody.
Na wieżę prowadzą strome i kręte schody. Nie ma możliwości wjechania tam wózkiem (ale do większości miejsc w ogrodach dotrzemy wózkiem).
Gdy zeszliśmy z wieży, rozpadało się na całego, dlatego szybkim krokiem wróciliśmy do samochodu. Po drodze Małż tylko kupił sobie butelkę wody mineralnej. Do dziś czujemy niedosyt i chcemy tam wrócić. Ale już mamy nadzieję na lepszą pogodę.
Muszyna-Zdrój
Małż jest ogromnym fanem wody muszynianki. Dlatego ucieszyło go, że zaplanowałam podróż do nie tak dalekiego uzdrowiska, którym jest Muszyna-Zdrój. Miałam w tym jednak ukryty cel… przeczytałam, że w Parku Zdrojowym otwarto piękne ogrody sensoryczne z wieżą widokową, z której przy dobrej pogodzie widać Tatry… Tylko nie przewidziałam jednego – co, jeśli pogoda nie będzie sprzyjająca?
Tego dnia od rana padało i widoki były kiepskie – a wszystko przez nisko zawieszone chmury. Nie wiem czemu, ubzdurałam sobie, że pewnie tam w Muszynie pogoda będzie lepsza… Niestety lekki deszcz i chmury utrzymywały się przez całą wycieczkę. Niemniej ogrody i park i tak zwiedziliśmy. Weszliśmy na wieżę i mimo braku widoków i tak było fajnie.
Muszyna-Zdrój jest miastem uzdrowiskowym z rozlewnią wód mineralnych. Nazwa miejscowości prawdopodobnie wzięła się od mchów porastających pobliskie, liczne potoki (po łacinie „musci” to mchy). Oprócz Parku Zdrojowego i ogrodów sensorycznych na pewno warto zwiedzić też ruiny zamku starostów państwa muszyńskiego, podzamkowy zespół dworski czy zabytkowy zespół domów mieszczańskich.
Krynica-Zdrój
Kiedy przeczytałam o wieży w koronach drzew, wiedziałam, że musimy się tam wybrać. Słońce od rana pięknie świeciło, więc nie było na co czekać. Trasa do Krynicy-Zdroju z Wysowej prowadzi przez malownicze, górzyste tereny i małe wsie. Oczywiście, jest to droga, którą lubimy najbardziej – nieoczywista. Często nią podróżowaliśmy np. do Muszyny. Dlatego zostawiam na dole mapkę z dokładną trasą, żebyście mogli sobie podejrzeć. Często na tej trasie obserwowaliśmy spektakl unoszących się do góry chmur. Dokładny opis naszej wycieczki do Krynicy-Zdrój i tego, co tam zwiedziliśmy, znajdziecie w osobnym wpisie o tutaj: Krynica-Zdrój. O tym, jak to zdobyliśmy wieżę z księżniczką na pokładzie, o restauracji łemkowskiej (przepyszne jedzenie!), o tym, jak piękna jest Krynica i czemu warto odwiedzić muzeum zabawek. No i w końcu, jak to nie weszłyśmy na górę parkową z Młodą, choć próby były.
W Blechnarce nie skończyliśmy naszej wędrówki. Dotarliśmy do niej po ok. 50 minutach spokojnego, jak to Małż mówi, turystycznego marszu. Młoda w wózku turystycznym momentami się nudziła, więc wychodziła, aby poprzemieszczać się czasami na własnych nogach (miała tu 4 lata i należała do tych, którzy nogi wykorzystują w ostateczności…). Co istotne, we wsi nie ma sklepu (przynajmniej w 2021 roku żadnego nie znaleźliśmy). Można za to kupić swojskie jaja czy inne wyroby.
Minęliśmy wieś i udaliśmy się dalej żółtym szlakiem do polany, na której stoi zabytkowa studnia. Z polany można przejść/przejechać dalej na cmentarz wojenny nr 49 z czasów I wojny światowej lub udać się żółtym szlakiem na Przełęcz Wysowską. I tak zrobiliśmy. Trasa biegnie wzdłuż łąki i lasu. Przez mgłę nie mogliśmy za bardzo podziwiać widoków. Byliśmy jedynymi turystami na szlaku. Droga nie jest zbyt wymagająca, nie prowadzi przez duże wzniesienia. Dociera się nią do Przełęczy Wysowskiej (Sedlo Blechnarka). Tam też jest przejście graniczne ze Słowacją. Powiem Wam, że byliśmy tam w 2021 roku – w czasie pandemii, szczepień, obostrzeń itp. Nie zaszczepiliśmy się i zaczęłam panikować, że absolutnie nie możemy iść dalej, bo zaraz nas tam ktoś zgarnie za brak certyfikatu. Po czasie, biorąc pod uwagę fakt, że byliśmy tam jedynymi turystami, to ten „ktoś” od sprawdzania certyfikatu musiałby długo w tych krzakach czekać na jakichś podróżnych…😆
Cała wycieczka zajęła nam 3 godziny. Jak na pierwszy dzień to całkiem przyzwoicie.
Blechnarka i Przełęcz Wysowska
Od rana pogoda rzeczywiście nie napawała optymizmem. Ale nie zraziliśmy się i spakowani oraz przyodziani w przeciwdeszczowe płaszcze ruszyliśmy na wycieczkę. Według szlakówki, idąc żółtym szlakiem, do przełęczy (inaczej Sedlo Blechnarka) powinniśmy dotrzeć po godzinie. Trasa sama w sobie jest przyjemna. Do wsi Blechnarka prowadzi asfaltowa droga bez wzniesień. Po drodze rozciąga się widok na lasy i góry Beskidu Niskiego, które… z pewnością moglibyśmy podziwiać, gdyby nie mgła i nisko osadzone chmury. Tak że zadowoliliśmy się obserwacją domów i gospodarstw oraz obejrzeliśmy kapliczkę i cerkiew.
Do Blechnarki z Wysowej jedzie się 5 minut. Nazwa pochodzi od słowa „blechnar”, które prawdopodobnie pochodzi z języka łemkowskiego i mogło oznaczać rzemieślnika bielącego surowe płótno. Sama wieś leży w górnym biegu rzeki Ropa. Szczyty, które można z niej podziwiać (przy dobrej pogodzie oczywiście), to m.in. Jawor, Wysota, Płaziny czy Bukówka Garb. Obecnie wieś nie jest zbyt mocno zaludniona, stoi tam bowiem kilkanaście domów zamieszkanych łącznie przez kilkudziesięciu mieszkańców (według Wikipedii jest ich 40). Co ogólnie by się zgadzało, bo po drodze minęły nas trzy samochody, a domy, które wyglądały na zamieszkane, były rzadkością. Po drodze minęliśmy też m.in. kaplicę św. Mikołaja oraz cerkiew prawosławną Świętych Kosmy i Damiana. Trasa do nich nie była taka oczywista – trzeba było przejść wąską ścieżką przez łąkę. Dopiero później dojrzeliśmy normalne dojście z innej strony. Ale jak to my – lubimy się natrudzić. 😁
Ciekawostka: we wsi Blechnarka można przekroczyć granicę ze Słowacją. Przejście graniczne nazywa się Blechnarka–Stebnicka Huta.
Domki usytuowane są na wzgórzu, widać z nich góry. Każdy domek ma grill oraz werandę. To świetna baza wypadowa, aby zwiedzić zarówno okolice i żeby udać się gdzieś dalej.
Tym razem trochę więcej poczytałam o miejscu, do którego mieliśmy się udać, wiedziałam, że Beskid Niski to nie Tatry i część górskich tras na pewno damy radę pokonać wózkiem turystycznym. Taki też wypożyczyłam u nas we Wrocławiu.
Młoda była przeszczęśliwa, bo to oznaczało, że nie będzie musiała za dużo chodzić… (wtedy jeszcze nie było na świecie Didulca).
Pogoda zapowiadała się zmienna. Trochę słońca, trochę deszczu – tak pół na pół. W dniu przyjazdu udało nam się zwiedzić Park Zdrojowy. Małż skorzystał z dobrodziejstw pitnych. Ja próbowałam, ale dla mnie to jak picie wody z zardzewiałej rury. 🙈 Pewnie się nie znam. Następnego dnia miało być deszczowo i chłodno. Dlatego, aby się rozruszać, wymyśliłam, że przejdziemy się spacerkiem do pobliskiej wsi Blechnarka oraz na Przełęcz Wysowską.
WYSOWA-ZDRÓJ Beskid Niski
Zapraszamy na:
Już nieraz w artykułach wspominałam, że bardzo lubimy wszelkie miejscowości ze słowem „Zdrój” w nazwie. Dlatego gdy szukaliśmy miejsca na spędzenie jesiennego tygodniowego urlopu, to Wysowa przykuła naszą uwagę.
Wysowa-Zdrój jest wsią uzdrowiskową, znajduje się w województwie małopolskim. W Parku Zdrojowym, który położony jest w centralnej części wsi, możemy delektować się wodami mineralnymi o następujących nazwach: Aleksandra, Józef I i Józef II, Franciszek, Anna, Henryk i Słone. Tak że jeśli ktoś tak jak Małż jest koneserem takich wód, to ma w czym wybierać. :)
W Wysowej znajduje się sporo ośrodków i obiektów uzdrowiskowych. My jednak zamieszkaliśmy w jednym z pięknych domków w Domki Widokówka. Bardzo nam się tam spodobało. Przemili właściciele, piękne, nowe i zadbane dwupoziomowe domki. Wtedy jeszcze placu zabaw nie było, ale wiem, że już stoi. :)